Konflikt wybuchł pod koniec ubiegłego roku, kiedy prasa opisała - jej zdaniem - mroczną przeszłość nowej komendantki bydgoskich municypalnych. Szefowa strażników 10 lat temu była katechetką i wtedy właśnie - jak twierdziły media - biła dzieci. Sprawę miała wyjaśnić specjalna komisja powołana przez prezydenta miasta. W tym czasie do kierowania strażą został oddelegowany pełnomocnik prezydenta do spraw bezpieczeństwa. Komisja stwierdziła, że prasowe zarzuty są nieprawdziwe, ale szefowa straży została odwołana. Prezydent obiecał, że kiedy komisja oczyści Małgorzatę Korbińską z zarzutów, wróci na fotel bydgoskich strażników. Tak się jednak nie stało. Strażą nadal kieruje prezydencki pełnomocnik, ale pani Korbińska wciąż uważa się za komendanta. - Według prawa jestem nadal komendantem straży miejskiej - mówi. Dodaje, że nie było żadnego pisma, odwołującego ją z tej funkcji. Nosi mundur komendanta i na każdym kroku podkreśla, że jest szefem strażników. Prezydencki pełnomocnik zakazał jej jednak kierować strażą, której - jak twierdzi - też jest komendantem. Wydałem na piśmie polecenie pani Korbińskiej, by nie podejmowała żadnych działań związanych z kierowaniem strażą miejską - mówi Andrzej Kaszubowski, dodając, że jej pensja jest taka, jak komendanta, ale nie może - jak komendant - kierować bydgoską strażą miejską. Kaszubowski tłumaczy, że status Korbińskiej jest wyjaśniany przez prawników, a strażnicy mają zakaz wykonywania poleceń pani komendant.