Mężczyzna wykorzystał moment, gdy w mieszkaniu została tylko 20-letnia kobieta i jej 4-miesięczne dziecko. Zabójca nożem i tasakiem zadał kobiecie kilkadziesiąt uderzeń. Uciekając z mieszkania zaatakował też matkę i siostrę ofiary, które niespodziewanie wróciły do domu. Wina oskarżonego była bezsporna. Dzień po zabójstwie mężczyzna sam zgłosił się na komisariat i przyznał się do zbrodnii. Rozpoznały go też zaatakowane kobiety, które cudem uniknęły śmierci. Sędziowie byli zgodni, że morderca był w pełni świadomy tego co robi i wszystko zaplanował z zimną krwią. To, że sam później zgłosił się na policję wcale nie umniejsza jego winy. Morderca nie miał dokąd uciekać. Na miejscu zbrodni zostawił nawet swoje dokumenty. Wiedział, że prędzej czy później wpadnie. Sebastian Stawicki w czasie ogłaszania wyroku miał opuszczoną głowę. Nie wyraził żalu. O przedterminowe zwolnienie będzie mógł starać się po 25 latach.