Dyrektor Kriger oskarżył również radnego Szczotkę, że to przez niego teraz wszystkie wstydliwe dla środowiska lekarskiego sprawy, jakie się dzieją w mogileńskiej lecznicy, ujrzą światło dzienne w prokuraturze albo przed sądem. Informacje, jakie usłyszeli 24 stycznia obecni na spotkaniu komisji rewizyjnej z ust radnego Jerzego Szczotki, a później z ust dyrektora SP ZOZ Jerzego Krigera wstrząsnęły radnymi. Szokujące informacje ujrzały światło dzienne przy okazji dyskusji o likwidacji oddziału dla przewlekle chorych w mogileńskim szpitalu i zastąpieniu go Zakładem Opiekuńczo-Leczniczym. - Nowy oddział będzie zarzewiem konfliktu między lekarzami, tak jak jest w tej chwili - przestrzegał radny Piasta. Chodziło mu o konflikt, jaki jego zdaniem trwa od kilku lat między ordynatorem oddziału dla przewlekle chorych, a lekarzami z oddziału wewnętrznego. Radny mówił, że oddział dla przewlekle chorych ma ordynatora i po południu oraz w nocy pełni on dyżur pod telefonem. Według radnego, wtedy wszystkie czynności na oddziale dla przewlekle chorych muszą wykonywać lekarze mający akurat dyżury na oddziale wewnętrznym. - Mówią, że robią to pod wpływem mobbingu ze strony dyrekcji SP ZOZ - oskarżał radny Szczotka - Skończyło się to zwolnieniem dyscyplinarnym jednej pani, a może skończyć się tym, że małżeństwo lekarzy odejdzie w ogóle z pracy. Radny uważał, że: - Jeżeli ktoś jest odpowiedzialny za oddział przewlekle chorych, to niech robi to, za co bierze pieniądze. Jego zdaniem nie powinno się narzucać przez zastraszanie nikomu żadnych dodatkowych obowiązków: - Lekarze twierdzą, że dyrektor tylko posługuje się straszeniem w tej sprawie, a nikt z nimi nigdy nie rozmawiał. Z ust radnego Piasta nie padły jednak żadne nazwiska lekarzy. Oskarżenia Jerzego Szczotki błyskawicznie podchwycił radny Krzysztof Mleczko: - Mobbing w naszym szpitalu, to prokuratorska rzecz. Nie wyobrażam sobie, żeby nie powiadomić organów ścigania. Jeżeli jest wymuszanie na osobach z tytułami magistra pracy, to jest to bardzo poważny zarzut dla dyrekcji szpitala. W tym momencie wicestarosta Przemysław Zowczak wyszedł na korytarz starostwa, by poprosić dyrektora SPZOZ Krigera na obrady komisji. Dyrektor miał między innymi wyjaśnić radnym kulisy likwidacji oddziału dla przewlekle chorych i włączenie dotychczasowych pomieszczeń zajmowanych przez oddział do istniejącego już w mogileńskim szpitalu Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego. - Zobaczymy także, czy to co mówił radny Szczotka, potwierdzi się, czy nie. Czy formułowane zarzuty są elementem czarnego PR czy potwierdzą się - zastanawiał się głośno wicestarosta Zowczak. Już przy dyrektorze SP ZOZ radny Szczotka powtórzył zarzuty. Nie mówił już jednak nic o mobbingu. Mówił, że lekarze pełniący dyżur na oddziale wewnętrznym buntują się, że muszą popołudniami i nocami wykonywać opiekę lekarską na oddziale dla przewlekle chorych. - Pan nie chce z nimi rozmawiać o uregulowaniu tego stanu rzeczy, ale straszy ich zwolnieniem - mówił radny Piasta do dyrektora Krigera. Jerzy Szczotka zwracał uwagę, że w przypadku konfliktu odeszłoby od razu małżeństwo lekarzy, a dla mieszkańców powiatu mogileńskiego ważniejszy jest oddział wewnętrzny. Jerzy Kriger zaznaczył, że nie chodzi tutaj o lekarza tylko o lekarkę i sprawa ma podtekst osobisty. Dyrektor miał prośbę do radnego Szczotki: - Niech pan teraz się skontaktuje z tą lekarką i zapyta się, czy mogę mówić o wszystkich sprawach z tym związanych, bo na zebraniu komisji jest prasa. Gdy radny nie reagował, dyrektor powtórzył prośbę: - Ale ja pana proszę, żeby pan się skontaktował z tą panią i zapytał, czy mogę o tym mówić. Jerzy Szczotka ripostował: - Ta sprawa jest szeroko komentowana na mieście, a pan stawia mi tu kolejne warunki. Wtedy dyrektor Kriger postanowił: - To ja zadzwonię do pana Zawady i zapytam się, czy mogę tu mówić o sprawach osobistych. Jerzy Zawada to właśnie ordynator oddziału dla przewlekle chorych mogileńskiego szpitala, o którym mówił radny Szczotka, że popołudniami i w nocy jest pod telefonem, a za niego muszą wykonywać pracę lekarze z oddziału wewnętrznego. W tym momencie dyrektor Kriger wyszedł z gabinetu wicestarosty z telefonem komórkowym na korytarz starostwa. Wrócił po kilku minutach, śmiejąc się sam do siebie. Oznajmił, że wcale lekarka nie została zwolniona dyscyplinarnie, a sama zrezygnowała z pracy. Powiedział, że dysponuje w tej sprawie nagraniem rozmowy z lekarką, która odbyła się u niego w gabinecie. W tym momencie padły fakty, na które jak twierdził ma zgodę od lekarza Zawady: - Mogę powiedzieć jeszcze, że doktor Zawada został spoliczkowany, a ja zostałem w miejscu publicznym opluty. Dyrektor Kriger zwrócił ponadto uwagę, że na oddziale dla przewlekle chorych, a obecnie ZOL jest trzech lekarzy pod telefonem, a nie jeden. Potwierdził, że lekarze z oddziału wewnętrznego udzielają pomocy chorym na oddziale dla przewlekle chorych i ta pomoc trwa do momentu przyjazdu lekarza, który jest pod telefonem. Dyrektor ujawnił, że często jest straszony przez lekarzy odejściem (nie mówił przez których), po to, żeby uzyskać jak największe pensje. Powiedział, że w związku z postawieniem mu zarzutu o mobbing sam skieruje sprawę na siebie do prokuratury, by ta stwierdziła, czy stosuje mobbing, czy nie. Dyrektor Kriger ostrzegł radnego Szczotkę, że jeżeli coś się mówi publicznie, to trzeba to sprawdzić i zasięgnąć języka w kilku źródłach, a nie tylko w jednym: - Opierając się na jednym źródle, to można być wprowadzonym w maliny. Dyrektor Kriger powiedział do radnego Szczotki: - To pan jest głównym prowodyrem tego, żeby te wstydliwe dla naszego środowiska sprawy ujrzały światło dzienne. Przestrzegł jednak, że jest w posiadaniu dokumentacji, którą ujawni w sądzie czy w prokuraturze. Jeszcze raz dodał, że lekarka zawsze wie, że on nagrywa rozmowy z nią i zawsze jest jeszcze dodatkowo świadek tych rozmów. Marek Holak