"Żona terrorysty" to opowieść o młodej Szwedce Annie Sundberg z zamożnej dzielnicy willowej w Halmstad, która przyłączyła się do międzynarodówki dżihadystów i pozostała z nimi przez szesnaście lat. Bohaterka książki dziś jest nauczycielką, działaczką związkową i ekspertką w sprawach oświaty. Jej relacja jest unikatowym dokumentem życia z niebezpiecznym terrorystą i szczegółowym opisem codzienności radykalnych islamistów. "Żona terrorysty" powstała przy współpracy Anny Sundberg z dziennikarzem i pisarzem Jesperem Huorem. Dla naszych czytelników wraz z wydawnictwem Czarna Owca przygotowaliśmy konkurs. Aby móc zdobyć jedną z książek autorstwa wspomnianego duetu, wystarczy zmierzyć się z niżej przedstawionym pytaniem. Wcześniej tradycyjnie polecamy lekturę fragmentu książki. Przeczytaj fragment "Żony terrorysty" Dziś tamten pierwszy okres spędzony z Walidem wydaje się przynależeć do bardzo odległej przeszłości. Nie bardzo rozumiem, jak mogłam dać się do tego stopnia zmanipulować i zdominować. Ale tak było. Sama mu na to pozwoliłam. Nikt mnie nie zmuszał. Rodzice zachowali list, który do nich wtedy napisałam. Kiedy go dzisiaj czytam, uderza mnie brzmiąca w nim radość i beztroska: Kochani! Ja nie zwariowałam. Spotkałam Boga. Niektórym ludziom przydarza się to późno, innym wcześnie, a czasem nie zdarza się w ogóle. Jestem Mu za to wdzięczna i szczęśliwa. Moje nowe życie jest zupełnie inne od dotychczasowego, ale nie jest trudne, bo wiem, że taka jest Prawda. Walid jest dobrym i pobożnym muzułmaninem, chcemy spędzić razem życie. Jest godzien miłości, więc spróbujcie odrzucić podejrzenia, "chociaż jest Arabem". Wiecie, jak bardzo szukałam czegoś odpowiedniego dla siebie, dziś jestem w głębi serca przekonana, że to islam. Mieszkamy na sześćdziesięciu siedmiu metrach kwadratowych, w dwóch pokojach z kuchnią i dużą łazienką, mamy pralkę i suszarkę. Nie żyję w biedzie. Nie zginę w mrokach średniowiecza. Pozostanę tą samą myślącą osobą, co zawsze. Natomiast moje życie będzie ściśle regulowane przepisami Koranu i sunny. Proszę, zaufajcie mi. Czuję się dobrze. Nie piję alkoholu i nie palę. Nawet nie odczuwam takiej potrzeby. No, może chciałabym się czasem sztachnąć... Walid też chce rzucić palenie, ale ciągle kupuje małe opakowania marlboro, nad czym sam ubolewa. Zgaduję, że jesteście przerażeni, ale mogę na to powiedzieć tylko: Don’t worry, be happy. Całuję i salam alejkum, Anna PS Od dwóch dni mam muzułmańskie imię: Hind. *** Walid wiedział, co robi, kiedy formował mnie na nowo. Energiczna Anna miała zniknąć. Musiałam nauczyć się od początku, jak mówić, poruszać się, patrzeć, jeść, chodzić do ubikacji, spać. Wszystkiego. Nie wolno mi było śmiać się głośno, robić min, kiedy o czymś opowiadałam, i patrzeć w oczy obcym ludziom. Poza domem miałam spoglądać przed siebie albo w ziemię, jeść prawą ręką, tą czystą, i zasypiać na prawym boku zgodnie z tradycją wyznaczoną przez Proroka. Życie było uregulowane aż do najdrobniejszego szczegółu. Miałam modlić się pięć razy dziennie, w tym raz przed wschodem słońca, modlitwa miała być poprzedzona ablucją. Kiedy modlitwę prowadził Walid, a ja w niej uczestniczyłam, stojąc za nim, spływał na mnie spokój: czułam się jednocześnie wolna, wzięta w opiekę i pokierowana. Jeśli Walida nie było, modliłam się sama, o czym przypominał mi budzik. Oprócz pięciu modlitw o stałych porach należało nauczyć się wielu różnych formułek wypowiadanych przed wyjściem z domu, przy wchodzeniu i wychodzeniu z toalety, przed zaśnięciem, przed stosunkiem, przed posiłkiem, po posiłku i tak dalej. Trzeba było stale myśleć o Bogu, dziękować mu, bać się go i kochać. Dużo tego było. Walid mówił, ja słuchałam. Uczyłam się, powtarzałam. Zapamiętywałam najpierw po angielsku, potem po arabsku. Koran mnie fascynował, zwłaszcza opis tego, co czeka grzeszników i niewiernych. W notatniku zapisałam: Ogień piekielny płonął przez tysiąc lat, aż stał się czerwony. Płonął następne tysiąc lat i stał się biały. Palił się przez kolejne tysiąc lat, a jego płomienie stały się czarne jak noc.