Zasłynął także ze skąpstwa. Dzielił każdego papierosa na pół, a Polakom doradzał, by zamiast cytryn jedli kiszoną kapustę. Jednocześnie jeździł ekskluzywnym mercedesem, a garnitury zamawiał u najdroższego warszawskiego krawca. Reportaż historyczny Piotra Lipińskiego przybliża Gomułkę, który ukrył się gdzieś pomiędzy tymi dwiema postaciami. Wraz z Wydawnictwem "Czarne" przygotowaliśmy dla państwa trzy egzemplarze książki Piotra Lipińskiego "Gomułka. Władzy nie oddamy". Aby zdobyć jeden z nich, wystarczy odpowiedzieć na pytanie konkursowe. Wcześniej, polecamy lekturę fragmentu książki. FRAGMENT: "Poleciał do Stalina. To był niezwykły zwrot akcji. Sam Stalin próbował namówić Gomułkę, pozbawionego funkcji przywódcy partii, aby ten pozostał członkiem Biura Politycznego. W pewnym sensie wyciągał więc rękę do odtrąconego. Ale Gomułka - co jeszcze bardziej niezwykłe - nie raczył przyjąć pomocy. Spotkali się 9 grudnia 1948 roku, a po rozmowie w Moskwie Stalin i Mołotow opisali wszystko w liście do Bieruta z 16 grudnia 1948 roku: "Przeprowadziliśmy dość długą rozmowę z tow. Gomułką. Oświadczył on, że w pełni zgadza się z linią KC PPR, ale nie może pozostać w Biurze Politycznym z powodu krzywd, które mu wyrządzono". Gomułka skarżył się, że niektórzy członkowie partii traktują go jak zdrajcę. Nie pomagały przekonywania radzieckich przywódców, że powinien kochać partię bardziej niż siebie i odrzucić urażone ambicje. Gomułka jednak uparł się, że może zostać co najwyżej członkiem Komitetu Centralnego, ale nie wejdzie do Biura Politycznego. Stalin i Mołotow nabrali przekonania, że Gomułka nie jest z nimi szczery. Odmówił Stalinowi. Nawet go za to zrugał od razu Beria, jak śmie! Ale Stalin Berię uciszył, a potem wyprosił z pokoju. Naciskał, aby Gomułka wszedł do Biura Politycznego. Ale ten upierał się, że nie zdoła pracować z Bierutem, Bermanem i Mincem. Odmówił Stalinowi. Czy to przykład niezwykłej odwagi? Po dotychczasowych czystkach przecież powinien wiedzieć, że sprzeciw grozi śmiercią. Ale może to raczej skutek niezłomnej wiary w dobroć wodza. Podobną przejawiali więźniowie, którzy zza krat pisali do Stalina listy obarczające winą jego otoczenie. Aresztowani komuniści wciąż wierzyli, że gdyby tylko Stalin wiedział, jakie karygodne błędy popełnia jego środowisko, to uwolniłby ich bez mrugnięcia okiem. Za wszystkie niegodziwości winili podwładnych tego, który nigdy się nie myli. Po wizycie w Moskwie napisał do Stalina - z konieczności po polsku, jak zaznaczył, gdyż nie dysponował zaufanym tłumaczem. Skarżył się, że tolerowanie przez Biuro Polityczne licznych oszczerczych napaści zdruzgotało jego autorytet tak mocno, że na długo uniemożliwi mu to piastowanie kierowniczych stanowisk. Postawiono go przed alternatywą - albo przyzna się do błędów, albo nie przyznając się, pokaże, że nie zgadza się z partią i zamierza rozbijać jedność jej szeregów. Uznał: "Normalną konsekwencją takiego stanu rzeczy było oskarżenie mnie na Krajowej Naradzie Aktywu Partyjnego, odbytej w Warszawie w kilka dni po Plenum sierpniowym, o zamiary oddania władzy w Polsce londyńskiemu rządowi emigracyjnemu, aby w rezultacie tego sprowadzić na kraj polski las szubienic dla komunistów". Dodał: "Na podstawie szeregu spostrzeżeń mogę stwierdzić z całą odpowiedzialnością, że część towarzyszy żydowskich nie czuje się związana z narodem polskim, a więc i z polską klasą robotniczą żadnymi nićmi, względnie zajmuje stanowisko, które można by określić mianem nihilizmu narodowego. Postawy takiej nie bierze się jednak zupełnie pod uwagę przy doborze kandydatów na różne wysokie stanowiska". Rozpoczęło się polowanie na Gomułkę. W sierpniu przygotowano nawet grupę ubeków - każdy z innego województwa - która miała go aresztować, jeśli by dobrowolnie nie zrzekł się stanowiska. Jeszcze przemawiał na grudniowym zjeździe zjednoczeniowym PPR i PPS, a nawet zgodnie z poleceniem Stalina znalazł się w kierowniczym gronie nowej partii, PZPR. Choć nie w samym Biurze Politycznym, bo tego nie chciał. W styczniu 1949 roku stracił stanowisko wicepremiera i ministra Ziem Odzyskanych. Został wiceprezesem Najwyższej Izby Kontroli i bezpośrednim podwładnym jednego ze swoich zapiekłych wrogów, Franciszka Jóźwiaka. To z nim podczas wojny spierał się o wojskowe odznaki Gwardii Ludowej. W listopadzie 1949 roku podczas posiedzenia KC znowu go zaatakowano. Wykluczono ze składu Komitetu Centralnego. Między 11 a 13 listopada 1949 roku obradowało trzecie plenarne posiedzenie Komitetu Centralnego PZPR, razem z Centralną Komisją Kontroli Partyjnej. W wielkiej sali Urzędu Rady Ministrów samotnie usiadł Marian Spychalski, który już spodziewał się aresztowania. Wyglądał na przerażonego. Poza stołem prezydialnym, tak jak Spychalski, usadowił się też Gomułka. Daleko od kierownictwa partii. Andrzej Werblan opisywał, że Gomułka nie miał już złudzeń. Spodziewał się, że występuje ostatni raz jako członek Komitetu Centralnego. Mówił o tych towarzyszach, którzy w jego sprawie umywają ręce jak Piłat. Dodawał, że niektórzy próbują na cudzym nieszczęściu budować karierę. Bał się powiedzieć coś, co zostałoby fałszywie zinterpretowane. "To skończyłoby mnie raz na zawsze - wspominał. - A ja nie chcę, abyście mnie raz na zawsze skończyli, bo ja w tym ruchu wyrosłem, od dołu walczyłem o interesy klasy robotniczej, o socjalizm. I ja od tego ruchu nie oderwę się, nie dam się oderwać i zawsze z nim pozostanę"."