Katarzyna II - a właściwie księżna Zofia Augusta Anhalt-Zerbst - urodziła się w 1729 roku w Szczecinie. Znana jako Katarzyna Wielka była żoną cara Piotra III, lecz po niecałym roku jego rządów w wyniku przewrotu pałacowego sama została cesarzową Rosji i władała nią do końca życia - zmarła w 1796 roku. "Pamiętniki..." obejmują zapiski cesarzowej dotyczące lat 1744-1759 - w zapieczętowanej kopercie znalazł je po śmierci cesarzowej jej syn, Paweł. Po raz pierwszy drukiem zostały wydane przez Aleksandra Herzena w Londynie w 1858 roku. "Podczas czytania tych pamiętników niezmiernie zadziwia, że wciąż zapomina się o jednej rzeczy, i to tak, że nie pojawia się ona nigdzie: Rosja i naród. Dla tamtych czasów to cecha charakterystyczna. Pałac Zimowy ze swą machiną administracyjną i wojskową był oddzielnym światem. Niby okręt płynący na powierzchni miał całkowicie jednostronny stosunek do mieszkańców głębin oceanu: zjeść ich. To było Państwo dla Państwa. Zorganizowane na modłę niemiecką, stawiało się na pozycji zwycięzcy nad ludem. W tych monstrualnych koszarach, w tej przeogromnej kancelarii panowała dyscyplina jak na polu bitwy. Jedni wydawali i przekazywali rozkazy, inni w milczeniu byli im posłuszni. W jednym tylko miejscu ludzkie namiętności i pasje okazywały się chwiejne i burzliwe, a tym miejscem w Pałacu Zimowym było foyer domowe - nie narodu, ale państwa. Za potrójną linią straży, w bogato zdobionych salonach wrzało gorączkowe życie, pełne intryg i walk, dramatów i tragedii. To tam, w mroku alkowy, w ferworze orgii, z dala od donosicieli i policji decydowano o losach Rosji." Aleksander Herzen (tłum. E. Derelkowska) Dla naszych internautów wraz z wydawnictwem Zysk i S-ka przygotowaliśmy kilka egzemplarzy książki. Aby zdobyć jeden z nich, wystarczy zmierzyć się z przedstawionym poniżej zadaniem konkursowym. Wcześniej polecamy lekturę fragmentu książki "Pamiętniki cesarzowej Katarzyny II jej własną ręką spisane". FRAGMENT KSIĄŻKI: "Mniej więcej w tym czasie, a może trochę wcześniej przy-byli do Rosji hrabia Bernis, ambasador dworu wiedeńskiego, hrabia Lynar, poseł duński, i generał Arnheim, poseł saski. Ten ostatni przyjechał wraz z żoną z domu Hoim. Hrabia Bernis był Piemontczykiem, wówczas pięćdziesięciokilkuletnim, inteligentnym, miłym, wesołym i wykształconym, o tak ujmującym charakterze, że młodzi ludzie woleli przebywać z nim niż z rówieśnikami. Był powszechnie lubiany i szanowany, i powtarzałam to po tysiąc razy, że gdyby on lub ktoś jemu podobny był przy boku wielkiego księcia, byłoby to ze znacznym dla niego pożytkiem. Wielki książę, tak jak ja, niezwykle lubił i cenił hrabiego Bernisa. Mówił mi, że w obecności takiego człowieka wstyd robić głupstwa. Hrabiemu Bernisowi towarzyszył jako radca ministra hrabia Hamilton, kawaler maltański. Któregoś dnia, gdy spytałam go o stan zdrowia ambasadora, hrabiego Bernisa, który wówczas zapadł na jakąś chorobę, wspomniałam, że bardzo wysoko cenię hrabiego Bathyani, którego Jej Cesarsko-Królewska Mość uczyniła wówczas wychowawcą swych dwóch starszych synów, arcyksiążąt Józefa i Karola, preferując go na tej funkcji od hrabiego Bernisa właśnie. W roku 1780, kiedy po raz pierwszy spotkałam się z cesarzem Józefem II w Mohylowie, Jego Cesarska Mość powiedział, że znał tę moją wypowiedź. Odrzekłam, że pewnie od hrabiego Hamiltona, któremu po powrocie z Rosji zostało powierzone stanowisko przy księciu. Cesarz potwierdził moje przypuszczenia i zgodził się, że hrabiego Bernisa — którego on sam nie znał — uważano za odpowiedniejszego do stanowiska wychowawcy od tego, który był jego guwernerem. Hrabia Lynar, poseł króla duńskiego, przyjechał do Rosji, by prowadzić rokowania w sprawie wymiany Holsztynu, należącego do wielkiego księcia, na hrabstwo oldenburskie. Był to człowiek — jak mówiono — zarówno dużej wiedzy, jak i zręczności. Był wysoki i dobrze zbudowany, miał wygląd pyszałka, jasne, rudawe włosy i kobiecą, bladą cerę. Powiadano, że tak bardzo dbał o nią, iż nigdy nie kładł się spać, nie posmarowawszy twarzy i rąk pomadą, a sypiał podobno w rękawiczkach i nocnej maseczce. Szczycił się tym, że miał osiemnaścioro dzieci i że ich mamki zyskiwały zdolność karmienia dzięki niemu. Hrabia Lynar, tak blady z natury, nosił biały Order Duński i ubiory wyłącznie w bardzo jasnych barwach: błękitu, moreli, bzu, pudrowego różu, choć wówczas mężczyźni rzadko jeszcze nosili tak jasne stroje. Wielki kanclerz hrabia Bestużew i jego żona traktowali hrabiego Lynara jak członka rodziny i bardzo go ugaszczali. Nie uchroniło go to jednak przed śmiesznością. Zresztą ciążyło na nim coś jeszcze: pamiętano mianowicie, że jego brat cieszył się zdecydowanie specjalnymi względami księżniczki Anny, która została złożona z regencji. Gdy tylko hrabia Lynar się pojawił, od razu wszczął intensywne starania o zamianę Holsztynu na hrabstwo oldenburskie. Wielki kanclerz Bestużew wezwał do siebie pana Pechlina, ministra wielkiego księcia, zarządzającego księstwem holsztyńskim, i powiedział, z jaką sprawą przyjechał hrabia Lynar. Pechlin przedstawił propozycję hrabiego Lynara wielkiemu księciu, któ-ry ogromnie kochał Holsztyn. Już w Moskwie powiadomiono Jego Cesarską Wysokość, że księstwo jest niewypłacalne. Wielki książę poprosił wówczas cesarzową o pieniądze. Dała mu jakąś niezbyt dużą sumę, ale te pieniądze nigdy do Holsztynu nie dotarły, spłacono nimi najpilniejsze długi Jego Cesarskiej Wysokości. Pan Pechlin oceniał sprawy finansowe Holsztynu jako beznadziejne. Musiał zaś o tym dobrze wiedzieć, bo wielki książę zdał na niego cały zarząd i wcale albo prawie wcale się tym nie zajmował. Któregoś razu pan Pechlin, doprowadzony niemal do ostateczności, powiedział mu załamany: "Najjaśniejszy panie, to od władcy zależy, czy miesza się do rządzenia swym krajem, czy nie. Ale jeśli się nie miesza, wówczas kraj rządzi się sam, ale rządzi się źle". Pan Pechlin był człowiekiem bardzo niskim i bardzo grubym, nosił ogromną perukę, ale nie brakowało mu wiedzy ani zdolności. Ta gruba i niska postać kryła przenikliwy i bystry umysł, zarzucano mu jedynie, że bynajmniej nie był delikatny w doborze środków. Wielki kanclerz hrabia Bestużew miał do niego wielkie zaufanie i zaliczał do najwierniejszych zauszników. Pan Pechlin jasno przedstawił wielkiemu księciu, że wysłuchanie drugiej strony to jeszcze nie negocjacje, a negocjacje są bardzo daleko od akceptacji, i że zawsze będzie mógł te rozmowy zerwać, jeśli uzna to za słuszne. Wreszcie wielki książę jakoś wydał zgodę, aby pan Pechlin wysłuchał propozycji duńskiego ministra i negocjacje się rozpoczęły. W głębi duszy trapiły one wielkiego księcia, mówił mi o tym. Ja, która byłam wychowana w zadawnionej niechęci domu holsztyńskiego do Danii i której wpajano, że koncepcje hrabiego Bestużewa są dla wielkiego księcia i dla mnie szkodliwe, słuchałam o tych negocjacjach z wielkim zniecierpliwieniem i niepokojem. Starałam się w miarę możliwości odwieść wielkiego księcia od tego projektu. Zresztą oprócz niego nikt nic mi o tym nie mówił, a i jemu zalecono zachowanie jak najściślejszej tajemnicy, szczególnie — jak sprecyzowano — wobec dam. Myślę, że chodziło tu o mnie bardziej niż o kogokolwiek innego, ale i tak zalecenie okazało się nieskuteczne, bo Jego Cesarska Wysokość od razu wszystko mi powtarzał. Im dalej posuwały się negocjacje, tym bardziej starano się przedstawić je wielkiemu księciu w korzystnym i pochlebnym świetle. Często widziałam, jak cieszył się przyszłymi korzyściami, a potem zachwyt mijał i pojawiał się wielki żal za tym, co przyjdzie stracić. Gdy nachodziły go te chwile wahania, spowalniano negocjacje do czasu wymyślenia jakiejś nowej zachęty, by mógł się przekonać, że sprawy toczą się dla niego pomyślnie."