Eric-Emmanuel Schmitt z niezrównaną wnikliwością diagnozuje najważniejsze problemy współczesnego człowieka. W swojej najnowszej książce opowiada poruszające historie zwykłych ludzi, którzy w przełomowych momentach życia stanęli przed dylematem - czy warto wybaczyć? Dokąd prowadzi zemsta, a dokąd przebaczenie? Czy z zapomnianych win może narodzić się jeszcze większe zło? Wraz z Wydawnictwem Znak przygotowaliśmy trzy egzemplarze książki. Aby zdobyć jeden z nich wystarczy odpowiedzieć na pytanie konkursowe. Fragment książki: "Zemsta i przebaczenie" Eric-Emmanuel Schmitt Tłumaczenie: Łukasz Müller "- Nie do wiary! Siostry Barbarin przyszły na świat tego samego dnia. O ile pierwsza wzbudziła podziw, o tyle druga wywołała zdumienie, wyłaniając się spomiędzy wycieńczonych ud matki pół godziny później. Nikt tego nie przewidział. W czasach, gdy lekarze rzadko obmacywali boki swoich pacjentek, dopiero poród ujawniał płeć i liczbę dzieci. - Dwie, pani Barbarin! Oto co nam pani szykowała w tajemnicy: dwie wspaniałe córki! Położna nie posiadała się z radości. Siostry Barbarin, w najwyższym stopniu do siebie podobne, wręcz jednakowe, począwszy od lazurowych oczu, a skończywszy na zmarszczkach na palcach stóp, przepełniały rodziców dumą. Zmajstrować dziecko to już był nadzwyczajny wyczyn, a co dopiero dwoje zupełnie identycznych, toż to graniczyło z cudem! - Ale ślicznotki! Zachwyceni dorośli obecni przy porodzie wcale się nie rozwodzili nad gwałtownością, z jaką ta druga wtargnęła na świat, czy nad żałosnym piskiem oburzenia, który z siebie wydała, jakby miała ludziom za złe, że ani na nią nie czekali, ani się jej nie spodziewali. - Jak je nazwiecie? Starszej o trzydzieści minut córce państwo Barbarin bez wahania dali na imię Lily, tak jak planowali. W przypadku młodszej, nieoczekiwanej, byli przez chwilę w rozterce. Koniec końców zaproponowali Moïsette, bo gdyby urodził im się chłopiec, nazwaliby go Moïse. Lily i Moïsette... Ci, których zdziwił brak harmonii między tymi wyrazami, bo pierwszy brzmiał uroczo, a drugi dziwnie, mieli rację, że się niepokoili. Imię nadane z braku lepszego pomysłu niewątpliwie źle wróżyło na przyszłość... Przez cztery lata Lily i Moïsette żyły szczęśliwie. Rodzina Barbarin cieszyła się z ich uderzającego podobieństwa i dla zabawy je podkreślała: dziewczynek nigdy nie rozdzielano, ubierano je podobnie i mówiono o nich "bliźniaczki". Lily i Moïsette, zanim nauczyły się mówić językiem społeczności, do której należały, posługiwały się własnym narzeczem, potoczystym, wyraźnym świergotem, który nieprzerwanie płynął od jednej do drugiej i stanowił mieszankę brzęczenia oraz szmerów, równie jasną dla nich, co niezrozumiałą dla otoczenia. - Jak one się świetnie rozumieją! - wykrzykiwali często sąsiedzi, którzy stwierdzali, że dziewczynki raczkują, bawią się, jedzą, śpią, biegają i gaworzą jednomyślnie. W rzeczywistości, gdyby lepiej im się przyjrzeć, nie "rozumiały się" w zwykłym tego słowa znaczeniu, bo żeby się rozumieć - wypowiadać się, słuchać, odpowiadać - trzeba być dwiema osobami. Lily i Moïsette dorastały obok siebie, nie mając poczucia, że się różnią. Wszystko wskazywało na to, że u zarania życia siostry były nieświadome swej dwoistości, tworzyły jedną i tę samą osobę, istotę o dwóch ciałach, organizm o czterech ramionach, czterech nogach, czterech wargach i dwojgu ust. Gdy jedna zaczynała jakiś gest, druga go kończyła. Jakby zawsze łączyło je niewidzialne łożysko, pławiły się w harmonii, strzeżone przez opiekuńczą kieszeń, bańkę nasyconą płynem owodniowym, w którym ewoluowały, spokojnie, w stałej temperaturze, wibrując przyjemnym rezonansem. Jakie zdarzenie rozerwało tę kieszeń? Jaki nóż rozdzielił dwie siostry?"