Krajowe rekordy w walce o mandaty bije nie stolica, ale drugie co do wielkości polskie miasto - Łódź (770 tys. mieszkańców). O jedno miejsce w radzie walczy tu 24 kandydatów, prawie dwa razy więcej niż cztery lata temu. Na jeden fotel w sejmiku województwa chętnych jest 21 osób, a o prezydenturę rywalizuje 13 kandydatów. W Łodzi dieta radnego należy do najwyższych w Polsce - to średnio 2500 zł do ręki miesięcznie. Przewodnicząca rady w ubiegłej kadencji miała samochód służbowy, telefon komórkowy - podobnie jej zastępcy. Cała rada bezpłatnie jeździła komunikacją miejską. W dniu sesji radni mają prawo do darmowego obiadu w ratuszowej stołówce. W porównaniu z Łodzią, Radomiem (21 osób na miejsce) czy Lublinem (18), warszawiacy nie garną się do samorządu. W ostatniej kadencji dwukrotnie zmniejszyły się diety w radach (teraz średnio 2500 zł), ubyło bonusów (telefony, laptopy). Dziś chętnych do objęcia jednego z 407 mandatów jest w Warszawie średnio dziewięć osób (najwięcej na niedoinwestowanej Pradze-Południe - 13 na miejsce). W mającym najwyższe diety Krakowie (średnio 2590 zł) o każdy mandat walczy 16 chętnych. Bardziej zainteresowani samorządem są poznaniacy (18 kandydatów na miejsce). Raczej nie z powodu diet, które są tu niższe niż gdzie indziej (poznański rajca dostawał średnio 1730 zł). Zdarza się jednak i tak, że nie ma chętnych do pracy w radzie i w biednych gminach. W gminie Elbląg radny może rocznie zarobić na dietach 7-9 tys. zł, a jednak chętnych do rady znalazło się tylko 20 (na 15 miejsc).