Dr Drzonek zwraca uwagę, że nie po raz pierwszy mamy do czynienia z nagłą zmianą stanowiska reprezentowanego przez ubiegającego się o reelekcję prezydenta. - Mówiąc tak trochę żartobliwie Bronisław Komorowski w ciągu ostatniego tygodnia zaskakuje nas częściej niż podczas całego swojego urzędowania. Wcześniej nieoczekiwanym zwrotem było zgłoszenie wniosku dotyczącego przeprowadzenia referendum w sprawie Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, o których do tej pory zbyt przychylnie się raczej nie wypowiadał - wyjaśnia. O niespodziance można mówić także w przypadku wysuniętego dziś postulatu skrócenia czasu pracy. - Dotąd prezydent był wierny tezie, że przyspieszenie możliwości przejścia na emeryturę - głównie z przyczyn finansowych - jest niemożliwe - podkreśla politolog. "Komorowski może przebić ofertę Dudy" Zdaniem eksperta, powody nagłej zmiany decyzji wydają się bardzo proste, bo zarówno sprawę referendum jak i dzisiejszą propozycję dotyczącą wieku emerytalnego należy traktować wyłącznie jako element trwającej kampanii i chęć przelicytowania tego, co we wtorek obwieścił po spotkaniu w OPZZ kandydat PiS na prezydenta. - Sposób i moment przedstawienia tej sprawy wskazuje na to, że intencją wnioskodawcy nie jest troska o obywateli, ale zwielokrotnienie szans na reelekcję - zaznacza. - Jako urzędujący prezydent Bronisław Komorowski ma obecnie większe możliwości i może przebić ofertę Andrzeja Dudy - dodaje. W podjętej dyskusji na pierwszy plan wysunięte zostały obietnice, pozostawiając daleko w tyle to, co jest podstawowym problemem. - Wielu ekonomistów wskazuje, że da się obniżyć pułap wiekowy dla przejścia na emeryturę. Pod warunkiem, że Polacy zaczną zarabiać więcej. A rolą władzy jest to, żeby rządzić w sposób, który na to pozwala. I to jest meritum sprawy - wskazuje ekspert. Równie ważne są kwestie demograficzne. - Jeżeli będzie nas więcej, to będziemy mogli przechodzić na emerytury szybciej. W sytuacji, gdy rządzący w Polsce nie zaczną wprowadzać realnej polityki rodzinnej, czyli takiej, z jaką mamy do czynienia na przykład w Norwegii, zamiast maskowanej, to grozi nam nie tylko, że będziemy pracować do 67 roku życia, ale nawet dłużej - przestrzega ekspert. Niespodzianek może być więcej Od końca kampanii wyborczej dzielą nas zaledwie godziny, ale kurtyna jeszcze nie opadła i niespodzianek może być więcej. - Możemy oczekiwać z pewnym niepokojem cóż jeszcze za ciekawą obietnicę wyborczą zaproponuje sztab wyborczy Bronisława Komorowskiego czy też jego kancelaria jeszcze w piątek, tuż przed cisza wyborczą - żartobliwie podsumowuje ekspert. Po dzisiejszym spotkaniu z przedstawicielami Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych oraz Związku Nauczycielstwa Polskiego, które odbyło się w Belwederze prezydent oświadczył, że "dosłownie dziś, jutro zostanie przesłany projekt ustawy opracowany w Kancelarii Prezydenta, który wprowadza kryterium 40 lat stażu pracy jako elementu uprawniającego do przejścia na emeryturę. "Mam wielką satysfakcję z tego, że przyczyniłem się do odbudowy dialogu społecznego" - zaznaczył. "Mówili, że emeryci będą leżeć na chodnikach i umierać" Pomysł prezydenta storpedował Leszek Miller. "Nie możemy przyjąć deklaracji prezydenta Komorowskiego jako poważnej. Jesteśmy przekonani, że jest to dyktowane tylko i wyłącznie potrzebami wyborczymi" - mówił szef SLD na konferencji prasowej w Sejmie. "Oczekujemy na stanowisko premier Ewy Kopacz, bo kiedy rząd wprowadził do Sejmu ustawę wydłużającą wiek emerytalny do lat 67, słyszeliśmy, że jest to konieczne, ponieważ bez tego system emerytalny się załamie, emeryci dostaną głodowe emerytury, będą leżeć na chodnikach i umierać. Prezydent, jak rozumiem, nie zgadza się ze swoim zapleczem politycznym, chcielibyśmy usłyszeć opinię rządu w tej sprawie" - podkreślił.