polskiego obywatelstwa brazylijskiemu piłkarzowi , aby ten mógł wystąpić w polskiej reprezentacji w czerwcowych mistrzostwach Europy. Jak jednak podkreśla Kłosek, tło jego decyzji jest znacznie szersze; dotyczy szeroko pojętej przyzwoitości i moralności działania, nie tylko w polskim sporcie czy życiu politycznym. - Mój znajomy adwokat, mec. Janusz Margasiński jest sędzią Trybunału Stanu i co z tego. Od dwudziestu lat praktycznie nikt nie stanął przed Trybunału Stanu, a ilu by się prosiło. Tak samo jest z naszą piłką nożną. (...) W najbliższych dniach, jak tylko będę miał wolne, pojadę do Warszawy i oddam order - zapowiedział w sobotę Kłosek. O decyzji Kłoska i napisanym przez niego do prezydenta liście napisał w sobotę katowicki dodatek do "Gazety Wyborczej". Jak podkreślił dziennik, impulsem dla reakcji Kłoska była relacja telewizyjna z ceremonii nadania polskiego obywatelstwa Brazylijczykowi, który m.in. nieudolnie powiedział po polsku: "Jeszcze Polska nie zginęła". - Niech facet nie cytuje naszych świętych słów, tak jak ja nie będę jechał do Brazylii i popisywał się, że niby je znam. Jeśli chce tu grać w drużynie ligowej, proszę bardzo, ale my też nie będziemy sprzedawać Małysza do Brazylii tylko po to, by oni mieli lepszą reprezentację w skokach - podkreślił Kłosek. "Właśnie trwam w osłupieniu dowiadując się, że jakiś brazylijski piłkarz poprzez nieznane siły PZPN zabiega u Prezydenta RP o naturalizację, by grać z Orłem na piersi. (...) Szukanie po świecie ludzi bez cienia polskich korzeni, małżeństwa czy wieloletniego pożycia, nauki języka jest hańbiące" - napisał m.in. w cytowanym przez "GW" liście do prezydenta Kłosek. W rozmowie z PAP wyjaśnił, że przed piłkarskimi mistrzostwami Europy w 2012 r. nie bardzo interesują go autostrady czy stadiony, ale czy Polska będzie gotowa na przygotowywanie tej imprezy od strony moralnej. Ocenił, że po ujawnieniu afer w środowisku działaczy piłkarskich, "trzeba wypalić na ostro te wszystkie wrzody, jakie dzieją się przy piłce". - Piłka jest pewnego rodzaju religią, jest sprawą honoru narodów. Jeżeli mam wygrać dlatego, że rzucam sobie innego człowieka, to tak się absolutnie nie robi. (...) Honor to sprawa ważna, a jeżeli ktoś tego nie rozumie, niech nie dyskutuje. Tak, jak dopiero ktoś kto wylał ileś litrów potu na macie czy na stadionie, dopiero wie coś o sporcie - zaznaczył Kłosek.