- Prawo do kultywowania pamięci o zmarłym zostało naruszone - orzekł sąd. - W ciągu całego tego czasu ciągle wpadano na tropy zaginionego. To dawało rodzinie dużą nadzieję, że major żyje - przekonywał pełnomocnik rodziny. Apelację od wyroku wrocławskiego sądu złożyli przedstawiciele województwa dolnośląskiego, jako reprezentanta nieistniejącego dziś Szpitala Kolejowego i Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Chcieli oddalenia powództwa i uchylenia decyzji sądu, zgodnie z którą te instytucje miały wypłacić żonie mężczyzny i jego córce po 100 tys. złotych zadośćuczynienia. Oddalenie apelacji oznacza, że kobiety otrzymają pieniądze. Zaginiony mężczyzna był majorem w Bazie Lotniczej w Świdwinie. W maju 2006 roku zgłosił się na oddział ratunkowy Szpitala Kolejowego we Wrocławiu. Miał być operowany, ale zabiegu nie doczekał. Kilka dni później w Zakładzie Patomorfologii ówczesnej Akademii Medycznej przeprowadzono sekcję zwłok. Ta wykazała, że przyczyną śmierci był krwotok wewnętrzny, prawdopodobnie wywołany przez hemofilię. Po sekcji ciało majora trafiło do prosektorium w piwnicy Zakładu. Przeleżało tam ponad 4 lata. Rodzina, która w kwietniu 2011 roku przyjechała, by zidentyfikować ciało, usłyszała, że to znalazło się "przez przypadek".