Zrabowane dzieci: Życie ze świadomością, że jest się nie wiadomo skąd
Trauma zrabowanych dzieci w powojennej rzeczywistości rozgrywała się na różnych płaszczyznach. Jeżeli wracały do Polski, musiały ponownie uczyć się języka, którego - poddawane germanizacji w III Rzeszy - zapomniały. Okazywało się, że nie mają do kogo wrócić, bo ich bliscy zginęli. Na jakich wspomnieniach taka osoba mogła budować swoją tożsamość? Czy da się żyć ze świadomością, że jest się nie wiadomo skąd? Kim byli moi rodzice, moi bliscy? Skąd tak naprawdę pochodzę? Samo postawienie takich pytań w świetle konkretnych ludzkich historii otwiera przed nami niezmierzony horyzont bólu i lęku, z którym zrabowane dzieci musiały się mierzyć przez całe swoje życie - pisze dr Michał Drzonek.
Nasza psychofizyczna konstrukcja powoduje, że najczęściej nie pamiętamy przeżyć i wydarzeń z wczesnego dzieciństwa, a jeśli już - to w szczątkowej formie; nierzadko też poznajemy je dzięki opowieściom bliskich nam osób. Wydaje się jednak, że większość z nas na różnych etapach życia miała, ma lub będzie miała bliższą styczność z dziećmi: czy to z młodszym rodzeństwem, czy też własnymi potomkami, później z wnukami. Doświadczenia wtedy zdobyte pozwalają wczuć się w ich sposób percepcji świata, rozpoznawać ich obawy i lęki, odczytywać ich emocje.
Między innymi ta strategia poznawcza pozwala nam dziś, prawie już osiemdziesiąt lat po wydarzeniach opisywanych w artykułach dotyczących zrabowanych dzieci, spróbować zrozumieć rozmiar tragedii młodych ludzi będących przedmiotem horrendalnej akcji hitlerowskiej inżynierii społecznej.
Ta, podbudowana nacjonalistyczną, rasową bądź klasową ideologią inżynieria społeczna - rozumiana tu jako sposób zarządzania społeczeństwem poprzez środki wykraczające poza socjotechnikę i propagandę, takie jak np. deportacje, czy fizyczna eliminacja - nie była wymysłem tylko Reichsfuerera SS i III Rzeszy.
Eksterminacje, deportacje, uchodźcy
W Europie podobne zjawiska miały miejsce i przed II wojną światową i po niej. Wspomnieć tu można np. o rzezi Ormian z lat 1915-17 dokonanej przez Turków i wywołanej tym fali uchodźców, która przelała się przez Europę w liczbie szacowanej na 115 tysięcy. Z kolei, w efekcie Wielkiej Wojny i upadku Imperium Otomańskiego około milion trzysta tysięcy Greków wyemigrowało z Turcji i Bułgarii.
Rewolucja październikowa także uwolniła ogromną masę uchodźców, już w 1922 roku szacowaną na między 700 tys. a 800 tys. ludzi. Nie sposób nie wspomnieć o masowych eksterminacjach osób i grup uznanych przez reżim za wrogów politycznych w Związku Radzieckim, deportacjach całych grup narodowościowych (np. Tatarów, Czeczenów), zbrodni katyńskiej czy też o postaci Pawlika Morozowa, będącej swoistym symbolem sukcesu procesu tworzenia człowieka radzieckiego.
Zjawiska te nasiliły się pod koniec II wojny światowej w związku z przesiedleniami będącymi skutkiem decyzji politycznych. Przykładem może być "repatriacja" na "Ziemie Odzyskane" ludności polskiej z przedwojennych terenów II RP przyznanych na mocy ustaleń jałtańskich i poczdamskich Związkowi Radzieckiemu, z czym związane było także wysiedlenie ludności niemieckiej z terenów mających przypaść nowemu państwu polskiemu. W Europie Środkowo-Wschodniej jednym z ostatnich akordów tak rozumianej inżynierii była Akcja Wisła z lat 1947-50.
Z drugiej strony, całe rzesze uciekinierów, przymusowych robotników, przesiedleńców i innych poszkodowanych przez wojnę czekało na możliwość powrotu do swoich bliskich, w swoje rodzinne strony. To zaś - właśnie w efekcie zmieniającej się mapy geopolitycznej Starego Kontynentu - było często niemożliwe.
We wrześniu 1945 roku UNRRA (Administracja Narodów Zjednoczonych do spraw Odbudowy i Rozwoju) miała pod swoją opieką 6 milionów uchodźców, a liczba ta i tak nie uwzględniała 7 milionów uchodźców z radzieckich stref okupacyjnych w Niemczech i Austrii oraz około 12-13 milionów Niemców, którzy dobrowolnie bądź przymusowo opuścili ziemie Prus Wschodnich, Śląska i innych ziem zajmowanych do tej pory przez III Rzeszę.
Dziecięca trauma
W kontekście powyższych liczb, szacunki mówiące o porwanych od rodziców i z sierocińców przez Niemców od 50 tys. do 200 tys. polskich dzieci (a 300 tys. w całej Europie), mających zostać poddanych germanizacji, mogą wydawać się stosunkowo niewielkie. Niemniej, ostatecznie jednak zawsze ofiarami tego typu przedsięwzięć, mających swe źródła w takiej czy innej ideologii, były konkretne osoby. To one, najczęściej zdane same na siebie, musiały radzić sobie z psychologiczną traumą wynikającą z ich wojennych przeżyć. Szczególnie zaś na negatywne skutki tego stanu rzeczy narażone były dzieci.
Zdawano sobie z tego sprawę już w trakcie wojny. Pod wpływem nasilających się bombardowań Wielkiej Brytanii, przeprowadzono latach 1941-43 serię obserwacji, mających na celu ustalenie ich wpływu na dzieci. Intuicja podpowiadała, że powtarzająca się sytuacja stresu i zagrożenia będzie negatywnie oddziaływała na psychikę dzieci. Jak się jednak okazało, ten negatywny wpływ zależał od dwóch głównych czynników: czasu trwania negatywnych, stresujących bodźców oraz bliskiej obecności rodziców lub opiekunów dziecka.
Jak stwierdzali badacze, "jeśli bombardowania te miały miejsce w okresie, kiedy małe dzieci były pod opieką własnych matek lub osób je zastępujących, dzieci te nie wydawały się specjalnie dotknięte przez bombardowania. Te doświadczenia stawały się po prostu jednym z wielu doświadczeń dzieciństwa" (Neil Boothby). Inaczej mówiąc, krótkotrwałość traumatycznych doznań, jak również silna, niezachwiana więź dziecka z opiekunami, pozwalała wpisać te wydarzenia do ciągu innych zdarzeń kształtujących obraz świata dziecka.
Z drugiej strony badacze skonkludowali, że wydłużający się czas trwania dramatycznych doświadczeń, jak również brak obecności bliskich - rodziców, opiekunów, członków najbliższej społeczności mogących stanowić emocjonalne oparcie w radzeniu sobie z traumami - powodować może głębokie zmiany osobowości, zachowania, rozwoju moralnego i powodować objawy zespołu stresu pourazowego (posttraumatic stress disorder - PTSD) z przewlekłym przeżywaniem traumy, osłabioną reakcją na bodźce otoczenia i zmniejszonymi oczekiwaniami co do przyszłości.
Naukowcy zastanawiali się także nad zależnością między wiekiem dziecka w momencie wystąpienia traumy a separacją od bliskich, zwłaszcza matki. Obserwacje prowadzone już po wojnie na dzieciach żydowskich osadzonych w rodzinach zastępczych w Holandii wykazały, że najbardziej wrażliwe były dzieci w wieku od 2 do 7 lat, w okresie najmocniejszego przywiązania i zależności od matki. W przedziale 7-12 lat dzieci wykazywały dużo większą niezależność emocjonalną, częściowo dzięki naturalnej dla tego wieku potrzebie przynależności i identyfikacji z określoną grupą. W wieku dojrzewania płciowego wrażliwość na negatywne czynniki związane z separacją od bliskich ponownie wzrastała, czemu towarzyszył wzmożony brak pewności siebie. Po tym okresie, zależność od rodziców stopniowo malała, a młodzi ludzie się usamodzielniali.
Także późniejsze badania dotyczące kambodżańskich dzieci, które doznawały psychicznych i fizycznych krzywd w kraju rządzonym przez Czerwonych Khmerów zdawały się potwierdzać wcześniejsze ustalenia. W okresie czterech lat po opuszczaniu Kambodży u połowy z nich nadal stwierdzano objawy PTSD. A ponadto, wystąpienie objawów PTSD było bardziej prawdopodobne u tych uchodźców, którzy na emigracji nie mieszkali z członkami najbliższej rodziny.
UNESCO w 1946 roku oceniało, że osiem milionów dzieci w Niemczech, sześć i pół miliona w Związku Radzieckim i milion trzysta tysięcy we Francji pozostawało bezdomnymi. Latem 1945 roku, śmiertelność dzieci we Francji dwukrotnie przewyższała poziom przedwojenny, w Wiedniu - aż czterokrotnie. W 1947 roku w Czechosłowacji aż 35 proc. dzieci w wieku do 18 lat cierpiało na gruźlicę. I w końcu - by dopełnić tego koszmarnego obrazu - 13 milionów europejskich dzieci straciło jednego lub oboje rodziców (Tara Zahra).
Jak skutecznie leczyć
Początkowo pracownicy domów pomocy, członkowie rodzin zastępczych i innych wyspecjalizowanych instytucji powołanych po wojnie do opieki nad dziećmi nierzadko ze zdumieniem obserwowali ich niesamowitą zdolność do przezwyciężania trudnych doświadczeń, asymilacji w nowym otoczeniu oraz tempo tych zmian. Przybywające tam dzieci najczęściej pozostawały wycofane, milczące, z jednej strony nieufne w stosunku do dorosłych, z drugiej - łatwo ulegające ich autorytetowi.
Obserwowano nieumiejętność spontanicznej zabawy oraz dalsze praktykowanie szeregu strategii przetrwania takich, jak np. ukrywanie swojego prawdziwego wieku, zachowywanie żywności na później, czy też skrzętne pilnowanie własnego skromnego dobytku. Później dzieci stopniowo otwierały się, na ich twarze powracał uśmiech, zaczęły budować zdrowe relacje z otoczeniem a częstotliwość zachowań patologicznych malała. I kiedy wydawało się, że dzieci przezwyciężyły już najgorszy okres i dalej będą rozwijać i pielęgnować pozytywne postawy, bardzo często następował regres. Zmusiło to pracowników do opracowania szczegółowej strategii terapeutycznej, nastawiania się na długotrwałe działania.
Ponownie zauważano związek między obecnością bliskich, w szczególności matki, a zdolnością do szybkiego i w miarę bezproblemowego powrotu do stabilności społecznej i psychologicznej. Jak zauważał badacz mający do czynienia z dziećmi-uchodźcami w Szwajcarii: "Jeśli jednak dzieci zostały odseparowane od matki lub matki zastępczej, a przede wszystkim jeżeli ich matka zginęła lub została zabrana w ich obecności, najprawdopodobniej skutkować to będzie poważnymi psychologicznymi konsekwencjami, w szczególności w postaci nerwic, upartego milczenia i przesadnej nieśmiałości" (International union for child welfare).
Bez wspomnień przeszłości
Podobnym procesom psychospołecznym podlegali bohaterowie naszego cyklu - zrabowane dzieci. Z braku szczegółowych badań musimy dokonywać swoistej ekstrapolacji z obserwacji dzieci, które nabyły podobnych doświadczeń w trakcie wojny. Interesującym przykładem, który pozwala zrozumieć dramat dzieci wyrwanych ze swojego bezpiecznego emocjonalnie środowiska, może być historia polskich dzieci z Pestalozzi, małej wioski w Szwajcarii, w której znalazły się po wojnie.
Jak stwierdza badacz: "Kiedy zaczęła się wojna, większość z tych dzieci znajdowała się na Śląsku wraz z ich rodzicami lub w sierocińcach. Po aneksji polskiego Śląska przez Niemców stały się Niemcami. Ich edukacja prowadzona była w języku niemieckim, a najstarsi z nich wcieleni zostali do Hitlerjugend. Kiedy w 1945 roku zbliżali się Rosjanie, miały zostać ewakuowane, ale uciekły do wojsk alianckich i w końcu przez Czechosłowację przybyły do Austrii. Tam część z nich znalazła się w obozach dla uchodźców, inne wybrały życie włóczęgów (...). W przeciągu kilku lat zatem, dzieci te opuściły swe domy, dwukrotnie zmieniły język, środowisko, kulturę i religię a także w niektórych przypadkach narodowość. Nabyły traumatycznych doświadczeń wojny. (...) Co być może najbardziej uderzające - nie miały żadnych wspomnień przeszłości, na których mogłyby cokolwiek budować. Innymi słowy, były one zupełnie wykorzenione i ten fakt, przynajmniej w części odpowiada za ogromną trudność, jaką dzieci te mają w przystosowaniu się do nowych okoliczności" (International union for child welfare).
Jak się wydaje przed podobnymi problemami stały zrabowane dzieci, zwłaszcza te, które chciały lub musiały wrócić do Polski. Nawet założywszy, że ich relacje z dotychczasowymi opiekunami w Niemczech były złe, to jednak po powrocie musiały one nierzadko pokonać ponownie barierę językową w sytuacji, gdy ojczystego języka do jakiegoś stopnia zapomniały. To zaś w powojennej Polsce, coraz bardziej homogenicznej, a przede wszystkim przez długi czas oficjalnie antyniemieckiej (np. w pierwszych latach po wojnie słowo "niemiec" pisano wbrew zasadom ortografii z małej litery) musiało stanowić nie lada problem w nawiązaniu normalnych relacji z najbliższym otoczeniem.
Na to nakładać się musiały problemy psychologiczne typowe dla osób o określonym bagażu doświadczeń. Sytuacja wydawała się jeszcze bardziej skomplikowana - zwłaszcza w świetle przytaczanych powyżej wyników obserwacji i badań dzieci uchodźców - w sytuacji, gdy "zrabowane dziecko" nie zbudowało pozytywnych relacji z nowymi niemieckimi opiekunami po wyrwaniu go z pierwotnego środowiska, a po powrocie do kraju okazywało się, że rodziny i najbliższych po prostu nie ma. Na jakich wspomnieniach taka osoba mogła budować swoją tożsamość? Czy da się żyć ze świadomością, że jest się nie wiadomo skąd? Kim byli moi rodzice, moi bliscy? Skąd tak naprawdę pochodzę? Większości z nas takie pytania mogą wydawać się absurdalne, ale samo ich postawienie w świetle konkretnych ludzkich historii otwiera przed nami niezmierzony horyzont bólu i lęku, z którym osoby te musiały się mierzyć przez całe swoje życie.
Tożsamość - bycie sobą
Niektóre z teorii socjologicznych dotyczących kształtowania tożsamości podkreślają, że świadomość samego siebie jest nieustannie tworzona w toku relacji z innymi, w których to tworzy się definicję własnej osoby i swojej pozycji w danej społeczności. Innymi słowy, do stworzenia wizji samego siebie potrzebny jest inny, obcy, ktoś, kto od nas pod jakimś względem się odróżnia. W tym ujęciu - jestem mężczyzną, bo wiem jak wygląda kobieta, jestem Polakiem, bo spotkałem lub przekazano mi wiedzę o innych, mówiących w innych językach, kultywujących inne tradycje, wyznających odmienne systemy wartości. Tożsamość w takim ujęciu jest swoistym "horyzontem świata moralnego jednostki", która jest zestawem punktów odniesienia, dzięki którym jednostka może orientować się w rzeczywistości społecznej. Według Charlesa Taylora tożsamość "sytuuje mnie w świecie moralnym, przyznaje mi jedną spośród wszystkich możliwych lokalizacji. Umieszcza mnie gdzieś, a nie pozostawia mnie w jakimś dezorientującym i nieznośnym <<nigdzie>>".
Tożsamość można jednak zestawić także z pytaniem o ciągłość i zmianę. Inaczej mówiąc: jest to pytanie o to, co powoduje, że jestem sobą mimo zmian zachodzących w moim życiu. Zmiana fryzury lub ubioru nie powoduje zazwyczaj odczucia utraty tożsamości. To samo dotyczy zbiorowości.
Nie mamy wątpliwości, czym jest nasza rodzina i jak ją określić. Kibice sportowi nie mają wątpliwości co do zdefiniowania "reprezentacji narodowej", pomimo tego, że na przestrzeni lat zasilają ją coraz to nowi gracze, a nawet w ramach jednej drużyny dokonywane są zmiany w trakcie jednego meczu. Wydaje się, że tym czynnikiem jest pamięć, odnosząca nas do wydarzeń i symboli z naszego życia osobniczego i zbiorowego powodująca wytworzenie owej świadomości ciągłości. Leszek Kołakowski powie nawet dobitnie, że "nie ma osobowej tożsamości bez wspominania, które ją czyni świadomą, czyli bez historii uprzytomnionej".
Rola pamięci w tworzeniu tożsamości wskazuje na istnienie swoistego jej rdzenia, który, pomimo zmian zachodzących w życiu, pozwala utrzymać spójną wizję samego siebie i swojej roli w społeczności.
Sama jaźń nie jest jednorodna jak wskazywano w literaturze dotyczącej tożsamości - i byli to szczególnie przedstawiciele pragmatyzmu amerykańskiego w filozofii i nurtu symbolicznego interakcjonizmu w socjologii utrzymującego, że rzeczywistość społeczna jest tworzona w nieustannym procesie odczytywania i negocjowania znaczeń symboli. Składa się ona z elementu podmiotowego I - mającego świadomość samego siebie, i przedmiotowego me - ja społecznego, które G.H. Mead zdefiniował jako "zorganizowany zbiór postaw innych jednostek, które przejmuje się samemu" (Zbigniew Bokszański). Tożsamość w tym ujęciu w ogromnym stopniu zależy od otoczenia, w którym się znajdujemy, od kultury grupy nam bliskiej lub też tej, która stanowi dla nas punkt odniesienia.
Dzieje się tak dlatego, że chcemy działać w zgodzie z wyobrażeniem, jakie sądzimy, że inni mają o nas. Idąc o krok dalej w tych rozważaniach warto zauważyć, że w tym ujęciu otoczenie - społeczność ma nad jednostką władzę polegającą na narzucaniu zakresu tożsamości. Zwłaszcza w społeczeństwach o prostej strukturze społecznej trudno uciec od narzucanych definicji, co więcej - tożsamości obiektywne pokrywają się z wyobrażeniami jednostki o samej sobie - tożsamością subiektywną.
Jak trafnie określił to Peter Berger i Thomas Luckmann - "każdy wie, kim jest każdy inny i kim jest on sam. Rycerz j e s t rycerzem, a chłop j e s t chłopem - zarówno dla innych, jak i dla siebie" (Berger, Luckmann). Swoiście opresyjny charakter takiego oddziaływania zauważyć można na przykładzie jednostek, które z jakichś względów w danej społeczności zostają opatrzone stygmatem. Sytuacja może dotyczyć osób wymykających się spod kontroli obowiązującego w danym społeczeństwie repertuaru tożsamości obiektywnych, np. osób upośledzonych, czy to fizycznie, czy psychicznie. Tożsamość osoby naznaczonej takim piętnem zdeterminowana będzie w zupełności przez definicje narzucone przez społeczeństwo, niezależnie od tego czy będzie to współgrało z tożsamością subiektywną takiego człowieka.
Stojąc na interakcjonistycznym stanowisku, że tworzenie tożsamości to nieustanny proces ustalania jej zakresu między jednostką a społeczeństwem, trzeba powiedzieć, że w sytuacjach takich jak opisywana, szansa na zmianę narzucanej tożsamości może zaistnieć tylko wtedy, jeśli jednostka zdobędzie się na stworzenie tożsamości konkurencyjnej w odniesieniu do tożsamości obiektywnej. Kiedy "kontrtożsamość" uda się zbudować, do tej pory stygmatyzowane społecznie jednostki zaczynają wymykać się społecznie narzucanym definicjom ich tożsamości. Przestają być, kim były, co powoduje zamieszanie w obowiązującym sposobie identyfikowania.
Zrabowane dzieci - bez swojego lustra
Ten socjologiczny wywód pozwala nam spojrzeć na dramat "zrabowanych dzieci" pod jeszcze innym kątem. Jak w nowym środowisku miały odnaleźć się osoby, które wiedziały tak niewiele o sobie? Kto był ich znaczącym innym - lustrem, w którym mogliby się przejrzeć? Niemcy - których językiem nierzadko dobrze już się posługiwali i dobrze rozumieli ich kod kulturowy? Polacy? Powróciwszy do domu swoich ojców, osoby te dowiedziały się, że niemieckość była zakazana i wyklęta, a z drugiej strony często polskość nie była dla nich dobrze zrozumiała a nierzadko także po prostu obca.
Można by powiedzieć, że przy splocie szczególnie niekorzystnych zjawisk - zwłaszcza braku rodziny i najbliższych, którzy mogliby stanowić emocjonalną podporę i grunt do ponownego zakorzenienia - zrabowane dzieci uzyskiwały status gorszy od człowieka znikąd, choć przecież w pierwszych latach po wojnie ludzi szukających sobie nowego miejsca w świecie było bardzo wielu. Niewielu jednak z nich nie miało prawie żadnych kompetencji kulturowych do tego, aby zacząć budować własną tożsamość. W przypadku zrabowanych dzieci najczęściej nie było pamięci, świadomości ciągłości, wiedzy o swoim pochodzeniu, języka. Samoświadome ja mogło koncentrować się wokół stwierdzenia - jestem znikąd, jestem obcy, nie wiem skąd się wziąłem, kim jestem. Z kolei tożsamość obiektywna, nadawana przez otoczenie, mogła uzyskiwać opresyjny i stygmatyzujący wymiar.
Do pewnego stopnia można porównać sytuację zrabowanych dzieci do sytuacji autochtonów na Ziemiach Odzyskanych. Dla Niemców byli Polakami, dla Polaków - Niemcami. Byli obcy i niechciani u siebie, w swoim domu. Byli społecznymi "stygmatykami". Czy otrzymali szansę, aby stygmaty te zaleczyć? Dowiedzieć się przynajmniej kim są i skąd pochodzą?
Lekcja na przyszłość
Na koniec warto zauważyć, że historie tych osób pozwalają nam zwrócić uwagę na korzenie powojennej Europy. Jesteśmy do jakiegoś stopnia potomkami tych "zrabowanych dzieci", dzieci uchodźców, dzieci-sierot, wykorzenianych po kilkakroć młodych osób, które przedwcześnie musiały stawać się dorosłymi, musiały mierzyć się z problemami nieznanymi ani ich rodzicom, ani też ich potomkom.
Poznając te historie otrzymujemy niebywałą możliwość, na szczęście tylko teoretycznie, zrozumienia nie tylko tego kim jesteśmy i dlaczego między innymi Europa poszła w latach 50., taką a nie inną drogą - drogą pokojowego zjednoczenia. Historie te pozwalają nam wczuć się także w sytuację ponad dziesięciu milionów dzieci-uchodźców tułających się u schyłku drugiej dekady XXI wieku po świecie. Ignorowanie nauki płynącej z doświadczeń, między innymi zrabowanych dzieci, można traktować nie tylko jako daleko posuniętą krótkowzroczność, ale też grzech moralnego zaniechania.
Dr Michał Drzonek
Źródła:
Peter Berger, Thomas Luckmann, Społeczne tworzenie rzeczywistości, PIW, Warszawa 1983;
Zbigniew Bokszański, Tożsamość, interakcja, grupa: tożsamość jednostki w perspektywie teorii socjologicznej, Wydawnictwo UŁ, Łódź, 1983;
Neil Boothby, Displaced Children: psychological theory and practice form the field, Institute of policy sciences and public affairs, Duke University, [in:] Journal of Refugee Studies, vol. 5, no. 2, 1992.
International union for child welfare, The psychological, educational and social adjustment of refugee and displaced children in Europe, Geneva, 1952
Leszek Kołakowski, O tożsamości zbiorowej, Tożsamość w czasach zmiany. Rozmowy z Castel Gandolfo, K. Michalski (red.), Wydawnictwo Znak, Kraków, 1995;
Charles Taylor, Źródła współczesnej tożsamości, [w:] Tożsamość w czasach zmiany. Rozmowy z Castel Gandolfo, K. Michalski (red.), Wydawnictwo Znak, Kraków, 1995;
Tara Zahra, Lost children: displacement, family and nation in postwar Europe, University of Chicago; The Journal of Modern History, Vol. 81, no. 1, European Childhood in the twentieth century, March 2009.
Znasz osobę, która padła ofiarą germanizacji? Napisz do nas zrabowanedzieci@interia.pl
Organizatorami akcji "Zrabowane dzieci" są Interia i Deutsche Welle (więcej o akcji TUTAJ). Wspólnie docieramy do ofiar germanizacji i pomagamy im odnaleźć skradzioną tożsamość.