W piątek na łamach "Rzeczpospolitej" opublikowano artykuł, w którym anonimowi agenci CBA opowiadali o kulisach korzystania z Pegasusa podczas rządów PiS. Funkcjonariusze przekonywali, że służby używały systemu zgodnie z prawem, a możliwości oprogramowania nie były tak rozległe, jak przedstawiają to media. O szczegółach ujawnionych przez pracowników Biura pisaliśmy tutaj. Z tezami przedstawionymi w tekście nie zgodziła się Dorota Brejza - prawniczka i adwokatka swojego męża Krzysztofa Brejzy, który był inwigilowany Pegasusem. W odpowiedzi na artykuł mecenas napisała polemikę - ta ukazała się w niedzielę w tej samej gazecie. Pegasus. Dorota Brejza odpowiedziała na wyznanie agentów CBA Brezja stwierdziła, że zakup systemu "dał służbom specjalnym władzę, o jakiej wcześniej nie śniły". Podkreśliła, że jej małżonek był podsłuchiwany w 2019 roku przez sześć miesięcy przed wyborami parlamentarnymi, dlatego prowadzone działania miały wyłącznie charakter polityczny. Zdaniem mecenas Pegasus w rękach CBA nie był akredytowany przez ABW czy SKW, co stoi w sprzeczności z polskim prawem. "Za pośrednictwem systemu nieakredytowanego nie można bowiem przeprowadzić legalnej kontroli operacyjnej, nawet, jeśli zarządził ją sąd" - argumentuje prawniczka. Krzysztof Brejza inwigilowany przez służby. "Mieli w swoich rękach całe nasze życie" Agenci przekonywali w piątkowym artykule, że oprogramowanie nie miało możliwości ingerowania w treść wiadomości osoby inwigilowanej. Brejza uważa natomiast, że w rzeczywistości służby realnie wysyłały fałszywe SMS-y oraz zmieniały już te istniejące. "Łącznie przy pomocy Pegasusa na telefon mojego męża wgrano ponad 1 GB danych, co potwierdziła przeprowadzona przez Citizen Lab analiza kryminalistyczna" - czytamy w polemice. Ponadto - zdaniem autorki - podczas operacji funkcjonariusze pozyskali wiele danych wrażliwych, w tym hasła do różnych serwisów Brejzy. "Wiem, że mieli w swoich rękach całe nasze życie, również to najbardziej prywatne" - stwierdziła. Adwokatka zaprzeczyła również tezie, jakoby "sądy o wszystkim wiedziały". Jak podkreśla, sądy miały być regularnie wprowadzane błąd, a we wnioskach o możliwość przeprowadzenia kontroli operacyjnej "zwyczajnie kłamano". Jednocześnie wyraziła żal do sędziów, którym w jej opinii "zabrakło im wnikliwości, a czerwone lampki wielokrotnie powinny były się zapalić". Służby ujawniały TVP swoje ustalenia. "Największa afera ostatnich lat" Bazując na przykładzie działań prowadzonych przeciwko swojemu mężowi Dorota Brejza przekazała, że służby nie trzymały się w żaden sposób wyznaczonych dat operacji. "Służby - hulaj dusza, piekła nie ma - swobodnie zaciągały komunikaty wstecz i to tak bardzo wstecz, jak tylko się dało. W ten sposób pozyskane informacje służyły prokuraturze do prowadzenia tzw. śledztw trałowych, czyli do szukania podkładki pod jakikolwiek zarzut" - czytamy. Mecenas twierdzi również, że pozyskane informacje nie miały charakteru poufnego i trafiały wprost do TVP, gdzie były publikowane "w zmanipulowanej formie i stały się przyczynkiem do wielomiesięcznej kampanii hejtu". W opinii autorki polemiki wykorzystywanie Pegasusa do celów politycznym jest "największą aferą ostatnich lat". "Obnażyła ona stan państwa za rządów PiS, rozkład instytucji publicznych, pokazała, co zdegenerowana, niegodziwa władza może uczynić człowiekowi, który stanął jej na drodze" - skwitowała. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!