Niedzielna, druga tura wyborów samorządowych nie przyniosła dobrych wieści partii rządzącej. W Krakowie Małgorzata Wasserman wyraźnie przegrała z Jackiem Majchrowskim (38,06 proc. do 61,9 proc.) a w Gdańsku Kacper Płażyński uległ Pawłowi Adamowiczowi (35,2 proc. do 64,8 proc.). W żadnym z dużych miast nie wygrał kandydat, który startował z komitetu Prawa i Sprawiedliwości. Tylko w Katowicach zwyciężył kandydat niezależny, startujący z poparciem PiS - Marcin Krupa. - Widać wyraźnie, że elektorat wielkomiejski pokazał Prawu i Sprawiedliwości co najmniej żółtą kartkę. Wyniki uzyskane przez kandydatów tego ugrupowania w wielkich miastach mogą budzić zaniepokojenie w sztabie PiS, zwłaszcza w kontekście nadchodzących wyborów do europarlamentu oraz do Sejmu i Senatu - mówi Interii dr Łukasz Stach. Politycy partii rządzącej jednym głosem podkreślają, że duże miasta zamieszkuje "jedynie 15 proc. Polaków", a PiS zanotowało rekordowo wysoki wynik w wyborach do sejmików. Czy w takiej sytuacji partia Jarosława Kaczyńskiego po prostu odpuści walkę o poparcie wyborców z dużych miast? - Odpuszczenie tak istotnej puli głosów, zwłaszcza że ten elektorat okazał się zmobilizowany, poszedł na wybory, moim zdaniem byłoby błędem - przekonuje dr Stach. Jak zauważa, obecnie w PiS toczy się dyskusja na temat optymalnego kursu na najbliższe miesiące. - W mojej ocenie zderzają się tam dwie frakcje: pierwsza z nich domaga się zaostrzenia kursu, zwolennicy tego podejścia uważają, że osiągnięty wynik jest efektem manipulacji medialnych, ataków, kreowania wizerunku PiS-u jako "radykałów, którzy chcą wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej"; druga frakcja domaga się uspokojenia przekazu i wyciszenia konfliktów - złagodzenia retoryki wobec UE, ale także zamknięcia sporów wokół sądownictwa, a przynajmniej kompromisu w kwestii Sądu Najwyższego - usłyszeliśmy. - Elektorat wiejski i małomiasteczkowy jest natomiast wierny PiS. To niewątpliwie ma swój ciężar gatunkowy. PiS musi się zastanowić, jak te dobre notowania na wsi i w małych miastach utrzymać, a nawet i poprawić - zapewne już tylko kosztem PSL-u - i faktycznie być może wykonać jakiś ukłon w stronę elektoratu bardziej umiarkowanego, centrowego - dodaje dr Łukasz Stach. Wobec ogromnej przewagi w Polsce powiatowej PiS mogłoby zupełnie spokojnie podejść do wyników w dużych miastach, gdyby nie kalendarz wyborczy. Następne w kolejności są wybory do europarlamentu, w których głosują przede wszystkim mieszkańcy aglomeracji. Porażka PiS na kilka miesięcy przed wyborami do parlamentu krajowego byłaby wysoce niefortunna dla partii rządzącej z PR-owego punktu widzenia, i mogłaby sprawić, że opozycja złapałaby wiatr w żagle. (mim)