Markowski skomentował w ten sposób środowe posiedzenie komisji regulaminowej dotyczące wniosku ws. immunitetu Ziobry, na które licznie stawili się posłowie PiS. Nie przyszedł natomiast Zbigniew Ziobro. Obrady przebiegały w atmosferze awantury; posłowie PiS protestowali przeciwko procedowaniu komisji bez udziału Ziobry. Argumentowali też, że zawiadomienie Ziobry o posiedzeniu komisji było nieskuteczne. Mówili o złamaniu konstytucyjnego prawa do obrony i "sądzie kapturowym". Szef komisji Jerzy Budnik (PO) odpierał zarzuty, twierdząc, że komisja powiadomiła Ziobrę o środowym posiedzeniu. Apogeum awantury miało miejsce po tym, gdy prowadzenie komisji przejął wicemarszałek Stefan Niesiołowski. Ostatecznie, bez udziału posłów PiS, komisja pozytywnie zaopiniowała wniosek o uchylenie Ziobrze immunitetu. - Wydaje się, że im dalej posuwamy się od Uralu w stronę Westminsteru tym mniej takich zachowań posłów i takich awantur, które są awanturami proceduralnymi. W dojrzałych demokracjach nie kwestionuje się procedury. Można się nie zgadzać co do meritum, ale procedury się nie kwestionuje - podkreślił Markowski. Jego zdaniem wobec sprzecznych relacji obu stron przeciętny obywatel nie może sobie wyrobić zdania, kto zawinił, a chciałby "kogoś obwinić za ten skandal". - Ja bym to podzielił, myślę, że jest remis - mówi politolog. - Dziwię się Platformie Obywatelskiej, że się na to godzi, bo to jest w to graj PiS. PiS to jest partia, która dokładnie w tym dobrze się czuje, to jest ta terminologia, to jest "targowica", to jest "zdrada", to jest oszukiwanie, krzyk, destabilizacja. To się podoba i to potrafią robić. Natomiast Platforma jest naiwna, że się daje w to wpuścić - ocenił Markowski. Jak dodał, nie czuje się on dobrze w kraju, w którym minister sprawiedliwości musi uciekać się do tego, by "stu swoich kumpli posyłać na posiedzenie komisji, żeby blokowali obrady". Według politologa Zbigniew Ziobro powinien "z otwartym czołem" stanąć przed komisją i wyjaśnić na jakiej podstawie ujawniał "swojemu kumplowi" tajne dokumenty. - No bo inaczej nie można Kaczyńskiego z owego okresu traktować, jak po prostu kumpla i źle to świadczy o demokracji i o tej partii, że były minister musi się do takich zabiegów odwoływać - powiedział Markowski. Politolog podkreślił, że podziela pogląd, iż ludzie mają prawo czuć się kompletnie zagubieni w sytuacji, kiedy każdy mówi co innego, a "my przy tym tam nie byliśmy i nie widzimy dokumentów".