- Widzowie relacjonowali, że ci ludzie nadużywali alkoholu, a to wszystko przy dziecku. Dodatkowo wulgarnie się do siebie odnosili, często robili aluzje seksualne, a temu wszystkiemu przysłuchiwał się syn - relacjonuje Dominik Bos, twórca internetowy. "Tiktokowa rodzinka" a patostreaming. "Realna sytuacja zagrożenia" Rodzice wielokrotnie na transmisjach byli bardzo wulgarni wobec syna. W końcu niemal doszło do najgorszego. Zirytowany zachowaniem dziecka ojciec... zaczął go dusić. Chłopiec prosił matkę o pomoc, ta jednak sytuację skwitowała słowami, że może "w końcu będzie spokój". Zareagowała, dopiero gdy chłopiec stracił oddech. - To była realna sytuacja zagrożenia życia tego dziecka. Musiało być przerażone. To jest bardzo trudna sytuacja, bo dziecko nie dość, że było ofiarą przemocy ze strony najbliższych, to jeszcze śledziło to na żywo kilkanaście tysięcy ludzi - mówi Karolina Krupa-Gaweł z Biura Ochrony Praw Dziecka. Niebezpieczne wydarzenie nie umknęło uwadze organów ścigania. Rodzice zostali zatrzymani przez policję. Chłopiec został umieszczony w rodzinie zastępczej, a dorośli usłyszeli zarzuty znęcania się nad małoletnim. Można było jednak zareagować wcześniej - Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Dąbrowie Górniczej już miesiąc wcześniej dostał film, na którym rodzice upijali się przy synu. Wówczas jednak przedstawiciele instytucji nie zareagowali. - Na tym filmiku była demoralizacja, ale nie rozpoznaliśmy na nim żadnej rodziny, którą byśmy się opiekowali. Nikt nie sprawdził, co jeszcze jest publikowane na TikToku i czy tam są jakieś dane tych ludzi. Ja nie jestem zalogowana na TikToku - tłumaczy Jolanta Polit z Ośrodka. "Tiktokowa rodzinka" przed sądem Rodzice tłumaczą, że "to była tylko zabawa", która chłopcu się podobała. Teraz będą musieli udowodnić to w sądzie. Problemem jest jednak to, że do tej sytuacji doszło głównie z powodu pieniędzy. "Tiktokowa rodzinka" nadawała, bo dostawała pieniądze od widzów. - Co chwila było widać - a tu wyrzucone łóżko i wstawiony nowy narożnik za pieniądze od widzów, a to obnosili się z tym, jak to dostali cztery tysiące od widzów na wakacje i dwa tygodnie rządzili nad morzem - opowiada ich sąsiadka. "Tiktokowa rodzinka" to nie jedyni patostreamerzy, którzy na transmisjach internetowych prezentują kontrowersyjne, wulgarne i agresywne treści. Od kilku lat tego typu transmisje pojawiają się w sieci, a ich "twórcy" stają się coraz bardziej kontrowersyjni. - Najwięksi streamerzy są w stanie zarobić nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, ale ci, którzy wpłacają pieniądze, są bardzo kapryśni i wymagają coraz więcej. W pewnym momencie widzom nie wystarczy już, że się upijesz na wizji, bo na innej transmisji są większe "dymy". To właśnie ta rywalizacja o pieniądze nakręca to zjawisko - tłumaczy Dominik Bos. Rządzący od dawna zapowiadają regulacje, które mają walczyć ze zjawiskiem patostreamingu. Do tej pory jednak nie udało się w żaden sposób ograniczyć takich treści. Czy jest szansa, że się to zmieni? Więcej na ten temat już o 19:30 w materiale Przemysława Siudy w programie "Państwo w Państwie" na antenie Polsat News. Chcesz skomentować artykuł? Zrób to na Facebooku!