Według dziennika, Czarneckiego SB zwerbowała we Wrocławiu w sierpniu 1980 roku. Miał 18 lat, gdy podpisał zobowiązanie do współpracy. W tym czasie miał "dostarczać pisemne i ustne informacje dotyczące m.in. wybranych osób i rodzin, środowiska studenckiego i naukowego. Składał m.in. relacje ze spotkań, zebrań i działalności Niezależnego Związku Studentów, z przebiegu strajków na terenie Politechniki Wrocławskiej, w których osobiście uczestniczył" - cytuje raport esbeka "Rzeczpospolita". W aktach IPN są informacje, że podczas niespełna trzyletniej współpracy Czarnecki przekazał SB ponad 90 informacji "wykazując dużą aktywność i inicjatywę operacyjną". SB wskazywała m.in., że agent ten "umożliwił kontrolę sytuacji w III LO we Wrocławiu". Wiadomo, że za swoje donosy brał pieniądze, ale nie zachowały się dokumenty, świadczące o konkretnych sumach. W 1982 roku trzeciego dziś na liście najbogatszych Polaków tygodnika "Wprost" Czarneckiego przejął Departament I SB - wywiad. Planował on bowiem kilkuletni wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Formalnie w październiku 1983 roku założono mu teczkę kontaktu operacyjnego o pseudonimie Ternes. Przeszedł m.in. szkolenie w zakresie pracy operacyjnej za granicą. Do USA jednak nie wyjechał, a wywiad "oddał" go w 1986 roku zwykłej SB. Nie wiadomo, czy potem Czarnecki miał kontakty z PRL-owskimi specsłużbami. Sam biznesmen przyznał się do współpracy, ale tłumaczy, że nie były to donosy na kolegów, ale opinie o sytuacji politycznej w kraju i zagranicą. "Nigdy nie składałem żadnych donosów na konkretne osoby, nie pisałem notatek, ani nie sporządzałem analiz. Nie żądałem, ani nie otrzymywałem wynagrodzenia" - głosi oświadczenie Czarneckiego. Miliarder tłumaczy, że gdy SB zaczęła "natarczywie pytać go o NZS", wystąpił ze studenckiego zrzeszenia, a wtedy esbecy przestali go "nagabywać". "Z chwilą wprowadzenia stanu wojennego w grudniu 1981 roku zostałem zatrzymany przez Służbę Bezpieczeństwa na 48 godzin. Próbowano mnie namówić do wniknięcia w struktury konspiracyjne opozycji. Stanowczo odmówiłem. Po wypuszczeniu mnie na wolność spotkałem się ze studentem i działaczem opozycyjnym Krzysztofem Błachutem w towarzystwie Wiesława Żywickiego, studenta Politechniki Wrocławskiej. Poinformowałem ich o mojej sytuacji. Poprosiłem, żeby nikt z opozycji nie kontaktował się ze mną, gdyż służby mogą chcieć mnie wykorzystać i zmusić do donoszenia" - głosi oświadczenie Czarneckiego. Dalej biznesmen tłumaczy, że choć namawiano go do wniknięcia w struktury opozycyjne, odmawiał, "w końcu kontakty ze służbami urwały się na przełomie 1982/1983". Ale SB nie rezygnowała. "W roku 1985 lub 1986 przed jednym z wyjazdów na wyprawę nurkową skontaktowali się ze mną przedstawiciele służb i chcieli po raz kolejny zwerbować mnie do współpracy z nimi. Stanowczo odmówiłem. Podejmowano jeszcze kolejne próby na przełomie lat 1988/1989, ale zawsze odmawiałem podjęcia jakiejkolwiek współpracy. Po raz ostatni bezskutecznie próbował mnie zwerbować Urząd Ochrony Państwa w roku 1992 lub 1993" - napisał Czarnecki. Biznesmen zapewnia też, że epizod z młodości nigdy nie miał wpływu ani na jego późniejsze działania, ani na karierę zawodową. "Jestem prywatnym przedsiębiorcą, który całą swoją aktywność koncentrował na projektach nie związanych ze stykiem państwa, polityki i biznesu " - tymi słowami kończy się jego oświadczenie. Leszek Czarnecki to twórca Europejskiego Funduszu Leasingowego (potem Getin Holding), jest też współwłaścicielem firmy budującej we Wrocławiu najwyższy w Polsce wieżowiec z apartamentami. W mediach zaistniał, gdy ogłosił, że chce polecieć na wycieczkę w kosmos. Według prasy bulwarowej, był też związany ze znanymi dziennikarkami: Martyną Wojciechowską i Jolantą Pieńkowską.