Członkowie rodziny od niedzieli nie mogli się skontaktować z mężczyzną. We wtorek po południu korzystając z zapasowych kluczy weszli do jego mieszkania i znaleźli go leżącego na podłodze. Leszek L. od kilku lat hodował w domu, w profesjonalnie urządzonych terrariach płazy i gady, w tym jadowite. - Sekcja zwłok ustali, czy przyczyną śmierci mężczyzny mogło być ukąszenie przez któreś z hodowanych przez niego zwierząt - powiedziała kom. Bober-Jasnoch. Pracownicy krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami oraz zoo zajmą się pozostałymi w mieszkaniu zwierzętami. O Leszku L. było w ostatnich miesiącach głośno, gdy stanął przed sądem oskarżony o to, że rzucił jadowitym wężem w kierunku recepcjonistki w przychodni. Sąd najpierw skazał mężczyznę na grzywnę, ale w procesie odwoławczym uniewinnił, uznając, że Leszek L. działał w stanie wyższej konieczności, by ratować swoje życie. Chodziło o wydarzenia ze stycznia 2004 r. L. został poproszony przez dzielnicowego o interwencję w sprawie węża, leżącego w przejściu podziemnym w Krakowie. Wąż okazał się tropikalną kobrą azjatycką, która po włożeniu do kieszeni ugryzła znalazcę w rękę. Ten szukał ratunku w przychodni, jednak recepcjonistka nie potraktowała go poważnie. Zdenerwowany pacjent, czując działanie trucizny, wyjął węża z kieszeni, by - jak twierdził przed sądem - pokazać, że nie żartuje mówiąc o ukąszeniu przez węża. Leszek L. po nagłośnieniu tej sprawy przez media zaczął być podejrzliwe traktowany w urzędach. Podczas rozprawy w sądzie w innej sprawie na żądanie sędzi został nawet zrewidowany przez policję sądową, która sprawdzała, czy nie ma przy sobie węża.