Znajdzie się rywal dla Tuska? "Nie ma sensu stawiać znaku zapytania"
- To zwycięski brand z 2023 roku, który jest otrzaskany i sprawdzony w boju - mówi Tomasz Siemoniak o zachowaniu nazwy Koalicji Obywatelskiej. W rozmowie z Interią minister koordynator ds. służb specjalnych przyznaje, że jego formacja liczy na "premię za jedność" od wyborców. Zdradza też, czy Donald Tusk będzie mieć kontrkandydata w walce o fotel przewodniczącego i czy partia stała się zbyt zależna od premiera.

Łukasz Rogojsz, Interia: Z dużej chmury mały deszcz. Zjednoczenie nastąpiło, ale fajerwerków - czy to personalnych, czy programowych - zabrakło.
Tomasz Siemoniak, wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej, minister koordynator ds. służb specjalnych: - Tak miało to wyglądać. Fajerwerki programowe są przewidziane na niedzielę i panele programowe, o których pokrótce wspomniał w swoim wystąpieniu Donald Tusk: sztuczna inteligencja, przemysł kosmiczny etc.
Przecież wszystkich interesowało to, co dzisiaj: zjednoczenie, wystąpienie premiera, szansa na nowe otwarcie.
- Nie o zaskoczenia dzisiaj chodziło, dzisiaj przewidywalność była ogromnym atutem. Po prostu zjednoczyliśmy się i ukoronowaliśmy siedem lat współpracy w takiej konfiguracji. Ja wyszedłem z tej konwencji bardzo zadowolony, bo na sali była duża siła i dobre emocje.
Nawet nazwy nie zmieniliście. Nie udało się wymyślić czegoś mocnego, co mogłoby chwycić?
- Wymyślanie na siłę jakiejś nowej nazwy byłoby nienaturalne. Byłem zwolennikiem pozostania przy nazwie Koalicja Obywatelska. Również z tego powodu, że to zwycięski brand z 2023 roku, który jest otrzaskany i sprawdzony w boju. Ma też w sobie słowo "obywatelska", które jest w DNA Platformy. A "koalicja" to łączenie, więcej środowisk, lepsza współpraca.
Brand Platformy zaczął wam ciążyć, że zdecydowaliście się na zjednoczenie z Nowoczesną i Inicjatywą Polska pod nowym-starym szyldem?
- Nie ma mowy o chęci schowania Platformy. Platforma bardzo silnie nas identyfikowała i była bardzo silnie związana z polaryzacją polityczną. Nie była jednak nigdy obciążeniem.
Skoro była taka super, to po co zmiana?
- Pomysł stworzenia jednej partii dojrzewał od dawna. Koalicja Obywatelska funkcjonuje już siedem lat, więc nasi wyborcy przyjmą tę zmianę w sposób naturalny.

A wyborcy, którzy nie są wasi albo ci, którzy wasi byli, ale od was odeszli? Teraz będzie łatwiej po nich sięgnąć, bo Koalicja Obywatelska nie kojarzy się tak mocno m.in. z Platformą i Donaldem Tuskiem?
- Bardzo bym sobie tego życzył, że wystarczy zmienić nazwę, a ludzie od razu zmieniają zdanie o jakiejś partii. Tyle, że tak nie jest. Ludzie oceniają na podstawie programu, ludzi, wiarygodności, historii, pomysłów na przyszłość. To skomplikowana sprawa. Swoją drogą, w nowym statucie zawarliśmy zapis, że historyczną nazwą partii jest Platforma Obywatelska. Pamiętajmy jednak: nie szyldy wygrywają wybory, tylko ludzie.
Skoro nie szyldy wygrywają wybory, to po co wam to zjednoczenie i nowy szyld? Serio: co Platforma na tym zyskała? Bo na pewno nie prężne struktury, pieniądze czy zatrzęsienie politycznych gwiazd.
- Rachunek polityczny jest zawsze taki, że wyborcy dają premię za jedność, jednoczenie się. Zjednoczenie z Nowoczesną daje nam szansę na znalezienie brakującego ogniwa Platformy, czyli pokolenia 40-latków. To duża wartość. Mamy polityków starszych i młodszych, ale właśnie tych 40-latków nam brakowało. W tym zjednoczeniu naprawdę nie chodzi o "pompowanie" struktur czy olbrzymie partyjne koła.
Liczycie, że dostaniecie od wyborców sondażową premię za to zjednoczenie?
- Tak. Sądzę, że dla demokratycznej części wyborców to ważne wydarzenie. Nasi wyborcy - to żadna tajemnica - są zmartwieni aktualną sytuacją koalicji rządowej, różnymi niejasnościami. A to taki sygnał, że największy partner, największy filar obozu demokratycznego ma się dobrze, jednoczy się, przyciąga ludzi, jest atrakcyjny.
[Donald Tusk] jest w świetnej formie politycznej i bardzo dobrze odczytuje wyzwania stojące przed Polską, przed rządem. Wydaje mi się, że nie ma żadnej kwestii tego, kto zostanie szefem Koalicji Obywatelskiej
Będziecie chcieli przyciągnąć kogoś jeszcze? Sondażowa sytuacja członków koalicji rządzącej jest marna: PSL i Polska 2050 mają ledwie zauważalne poparcie, a Lewica balansuje na krawędzi progu wyborczego. Tymczasem prawica rośnie w siłę i nie mówię tu tylko o PiS-ie.
- Tak to, niestety, wygląda. Chociaż PiS słabnie, to wzmacnia się Konfederacja i Korona (formacja Grzegorza Brauna - red.). Natomiast jeśli chodzi o PSL, to z pewnością odbudują swoją bazę wyborczą. To partia z korzeniami, tożsamością, prawie 130-letnią historią. Nie raz i nie dwa składano ich już do grobu, a zawsze się odbudowywali i wchodzili do parlamentu. Z nami są w koalicji od 2006 roku, więc to sprawdzony partner.
Swego czasu mieliście też pomysł na wspólny start w ramach koalicji Europejskiej Partii Ludowej.
- Ten pomysł zawsze jest gdzieś na stole. Odpowiedzi wymaga natomiast pytanie, jaką drogą pójdzie Polska 2050. Życzę im jak najlepiej, bo bez nich nie byłoby obecnej większości rządzącej. Z kolei lewica, co prawda podzielona na dwa ugrupowania, ma swoje stabilne 10-12 proc. Pokazały to też wybory prezydenckie. To stabilny, tożsamościowy elektorat. Gdy przejdziemy zakręt ze zmianą marszałka i rozstrzygnięciami rządowymi, to PSL zacznie się odbudowywać, a Lewica powiększać poparcie.
W ostatnich miesiącach Platforma przesuwała się na prawo, bo i społeczeństwo w Polsce w obliczu licznych zagrożeń i strachu przesunęło się w prawo. Tymczasem łączycie się z partiami liberalną i lewicową. Zmiana kursu?
- Jesteśmy partią, która zawsze była centrowa i miała szeroko rozpostarte skrzydła. Może przez ostatnie lata te skrzydła nie były aż tak widoczne. Natomiast Nowoczesna mocno odwołuje się do liberalizmu gospodarczego i obyczajowego, więc będzie pasować do głównego nurtu Platformy. Z kolei Inicjatywa Polska będzie tworzyć lewe skrzydło Koalicji Obywatelskiej. Platforma najsilniejsza była wówczas, gdy miała dwa silne skrzydła i obsługiwała różne wrażliwości polityczne. Chcemy wrócić do czasów świetności. Poza tym we współczesnej polityce trudno już jasno określić, co jest prawicą, a co lewicą. Polityka w małym stopniu jest odzwierciedleniem tego klasycznego podziału prawo-lewo. Wygrywają duże bloki, w których są politycy mający różne poglądy i różne wrażliwości.
Skoro o dużych blokach mowa, a rozmawiamy w dniu zjednoczenia Koalicji Obywatelskiej, to może planujecie reaktywować pomysł jednej listy tzw. obozu demokratycznego?
- Do wyborów bardzo dużo czasu, dwa lata to w polityce wieczność. Na pewno na rok czy mniej przed wyborami pojawią się nowe projekty polityczne albo przynajmniej idee takich projektów. Uważam, że nie będzie jednej listy obozu demokratycznego. Lepiej iść osobno, tylko trzeba zadbać o to, żeby partnerzy również byli silni, bo tylko wtedy mamy szansę na przekroczenie 50 proc. mandatów w nowym Sejmie.

Jedna lista już nie jest receptą na wszystkie problemy?
- Bez jednej listy wygraliśmy wybory w 2023 roku. Dlatego pytanie, czy jedna lista nie eliminuje z wyborów pewnej grupy wyborców, których taka formuła może zrażać. Poza tym, PSL powiedziało przy okazji swojej wewnętrznej kampanii, że na pewno w 2027 roku będzie startować ze swojej listy.
Kto będzie szefem Koalicji Obywatelskiej? Donald Tusk czy można tu postawić jakiś znak zapytania?
- Nie ma sensu stawiać znaku zapytania. Dzisiejsza konwencja pokazała, jak mocno stoimy przy Donaldzie Tusku. On sam jest z kolei w świetnej formie politycznej i bardzo dobrze odczytuje wyzwania stojące przed Polską, przed rządem. Wydaje mi się, że nie ma żadnej kwestii tego, kto zostanie szefem Koalicji Obywatelskiej.
Nie ma mowy o chęci schowania Platformy. Platforma bardzo silnie nas identyfikowała i była bardzo silnie związana z polaryzacją polityczną. Nie była jednak nigdy obciążeniem
Nie martwi pana, że nie ma sensu nawet podnosić takiej dyskusji? Nie bardzo widać kogokolwiek, kto w ogóle mógłby rzucić rękawicę Tuskowi. Grzegorz Schetyna - cień potęgi z dawnych lat. Rafał Trzaskowski - polityk przegrany po ostatnich wyborach. Radosław Sikorski - polityczny protegowany Tuska i człowiek bez zaplecza w partii. Trochę słabo.
- Różni ludzie rzucali na przestrzeni lat rękawicę Tuskowi. Dzisiaj wydaje mi się, że żaden z wymienionych przez pana polityków nie będzie kontrkandydatem Tuska, ale czy tego kontrkandydata w ogóle nie będzie, tego nie przesądzę. W ciągu tych 25 lat mamy doświadczenie odejścia Donalda Tuska na funkcję szefa Rady Europejskiej i demokratycznych wyborów kolejnych przewodniczących. Przetrwaliśmy to.
Chociaż Tusk sam wspomniał podczas swojego wystąpienia, że nie były to przyjemne czasy, bo poparcie dla Platformy spadło do 12 proc.
- Bo tak było. Z drugiej strony, w 2018 roku odnieśliśmy sukces w wyborach samorządowych, a w 2019 roku uzyskaliśmy w wyborach parlamentarnych wynik, który zapewnił przetrwanie i umożliwił przygotowanie się do walki w 2023 roku. PiS, gdyby Jarosław Kaczyński wyjechał na kilka lat, po prostu by nie przetrwało. My przetrwaliśmy. Pokazaliśmy też w tamtym czasie zdolność do wyboru kolejnych liderów.
Dzisiaj tej zdolności nie macie. W kuluarach Platformy o tym, jak partia wygląda po jesieni 2023 roku mówi się złośliwie: jednoosobowa działalność gospodarcza Donalda Tuska. Może przesadziliście z personalizacją przywództwa?
- Nie wiem, kto tak mówi, ale wewnątrz to tak nie wygląda. Zresztą na całym świecie polityka bardzo się spersonalizowała. Po pierwsze, to kwestia konsolidowania wszystkiego wokół liderów. Po drugie, liderzy polityczni w mediach społecznościowych sami komunikują się z opinią publiczną. Natomiast duża, a tym bardziej rządząca, partia polityczna zawsze wymaga wieloosobowej pracy. Oczywiście wszyscy pracują na lidera, bo każdy rozumie, że jeśli lider jest mocny, to całość jest mocna. Ale partia to nie tylko lider. Niezależnie, czy mówimy o PiS-ie, czy o Platformie. To za duże projekty, żeby wszystko zależało od jednej osoby.














