12-letni Kamil, dotkliwe pogryziony przez psa rasy amstaff, został we wtorek przetransportowany do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Chłopiec miał przejść skomplikowaną operację. W czwartek poinformowano, że dziecko zmarło. - Dzisiaj rano otrzymałam informację od lekarzy prowadzących dziecko w klinice w Katowicach, że jego życia, niestety, nie udało się uratować. W tej sprawie wszczęliśmy śledztwo. W dalszym ciągu policja prowadzi czynności. Wiemy już, że w momencie zdarzenia w domu nie było osób dorosłych - powiedziała szefowa Prokuratury Rejonowej w Przemyślu prokurator Anna Szczerba w rozmowie z "Życiem Podkarpackim". Poszkodowany chłopiec przyszedł w odwiedziny do swojego kolegi, który mieszka z dwoma psami. W pewnym momencie 12-latek został zaatakowany przez jedno ze zwierząt. - W momencie przybycia karetki, pies był już odciągnięty od chłopca przez właściciela zwierzęcia. Ratownicy nie mieli kontaktu z psem, ale chłopiec odniósł rozległe obrażenia - mówił polsatnews.pl rzecznik pogotowia Marek Janowski. Dziecko miało głębokie rany kąsane szyi, twarzy, klatki piersiowej i złamaną rękę. - W karetce doszło do zatrzymania krążenia. Ratownicy podjęli reanimację, która była kontynuowana na oddziale ratunkowym - mówił ratownik. W wyniku ataku ucierpiał też 11-letni kolega chłopca. Jego obrażenia nie były jednak poważne. Trwa przesłuchanie świadków, gromadzenie dokumentacji lekarskiej, dokumentacji związanej z prowadzeniem psów. Prokurator przyznała, że najprawdopodobniej zmieni się kwalifikacja czynu. - Postępowanie będzie prowadzone pod kątem czynu z artykułu 155 Kodeksu karnego, czyli doprowadzenie do nieumyślnej śmierci - wyjaśniła prokurator Szczerba. Ze wstępnych ustaleń wynika, że psy nie miały rodowodów. Nie ujawniono informacji, czy były szczepione. Po zdarzeniu psy trafiły do schroniska w Orzechowcach. Decyzja w ich sprawie zostanie podjęta po 15-dniowej obserwacji.