Cezary Łatacz, właściciel składu budowlanego, miał w ostatnich latach duże obroty i wielu klientów, ale pieniędzy w kasie i na koncie mu nie przybywało. Pewnego dnia wychodząc z firmy zarządził więc inwentaryzację. Nazajutrz zastał w biurze popsute komputery. Ktoś w nocy wyczyścił też dyski w nadziei, że w ten sposób zatrze ślady przestępczej działalności. Informatyk dane odzyskał i po zestawieniu elektronicznych plików z dokumentacją papierową oraz zweryfikowaniu ich ze stanem magazynów Łatacz miał prawdziwy obraz wydarzeń. W ciągu dwóch lat pracownicy ukradli mu ponad 300 tys. zł. Zwolnił wszystkich pięciu, bo każdy miał coś na sumieniu. Do kradzieży przyznał się kierowca, który zaczął sypać kolegów - sprzedawców i magazyniera, z którymi był w zmowie. Łatacz miał wyjątkowego pecha - z badań firmy doradczej KPMG, która na potrzeby raportu o nadużyciach w firmach przeanalizowała setki spraw, wynika, iż firmowi oszuści zazwyczaj działają w pojedynkę (70 proc.). Fakt, że oskubali go pracownicy, nie jest natomiast wyjątkowy. Badania innej firmy doradczej Ernst&Young dowodzą, że tylko w ciągu dwóch lat ofiarami rozmaitych przestępstw gospodarczych padło aż 40 proc. polskich firm. Co gorsza, w 85 proc. przypadków sprawcami okazali się pracownicy. Jeśli przyjąć, że polscy oszuści są równie skuteczni jak ci za Oceanem, to firmy tracą przez nich średnio 5 proc. przychodów, a są przypadki, że nawet jedną czwartą. Stawką są więc setki milionów, jeśli nie miliardy złotych. Mniejsze i słabsze mogą nawet zbankrutować. Czytaj więcej w Polityce.