Zbigniew zapowiedział dziś, że zrzeknie się immunitetu, ale dopiero po debacie w Sejmie. Chodzi o wniosek płockiej prokuratury, która zarzuca b. ministrowi sprawiedliwości, że pośredniczył w przekazaniu materiałów ze śledztwa prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu. W radiowych "Sygnałach Dnia" był pytany o apel marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego, by zrzekł się immunitetu. - Od początku tej sprawy mówiłem, że zrzeknę się immunitetu, natomiast pan marszałek Komorowski posługuje się - co w jego przypadku nie jest nowością - pewnego rodzaju demagogią. Wie bowiem doskonale jako marszałek Sejmu, że regulamin Sejmu mówi, że jeśli zrzekłbym się immunitetu przed wystąpieniem sejmowym, wówczas straciłbym prawo do tego, aby wystąpić na mównicy sejmowej i przedstawić swoje stanowisko, swoje argumenty - tłumaczył b. minister. Odnosząc się do informacji "Dziennika" jakoby członkowie PiS, w tym prezes partii, nalegali na posła, by nie zrzekał się immunitetu, Ziobro odparł, że rzeczywiście takie głosy się pojawiają. Towarzyszy im argumentacja, "że jeśli immunitet potrzebny jest w ogóle do jakichś spraw, to właśnie jest potrzebny do takich, w których mamy do czynienia z motywacjami czysto politycznymi, gdzie prokuratura wykorzystywana jest nie do tego aby ścigać jakichś przestępców, tylko do tego, żeby ścigać opozycję" - dodał Ziobro. Sejm ma zająć się wnioskiem o uchylenie immunitetu Ziobrze w środę. Wniosek Prokuratury Okręgowej w Płocku związany jest z postępowaniem dotyczącym mafii paliwowej. Informacje z tego śledztwa zreferował Jarosławowi Kaczyńskiemu krakowski prokurator Wojciech Miłoszewski (do sądu dyscyplinarnego przy Prokuratorze Generalnym skierowano wniosek o uchylenie mu immunitetu prokuratorskiego), a w całej sprawie pośredniczył Ziobro. Na lipcowym posiedzeniu, w atmosferze awantury, wniosek pozytywnie zaopiniowała komisja regulaminowa i spraw poselskich. Posłowie PiS, którzy licznie stawili się na posiedzeniu komisji, zarzucali PO, że przeprowadza "sąd kapturowy" nad Ziobrą - nieobecnym na posiedzeniu.