powiedział w środę rano w TVP, że przed swoim odejściem z resortu dane na nieuszkodzonym wówczas dysku komputera, polecił zapisać programem uniemożliwiającym ich odczytanie. - Przewoziłem rzeczy - meble - i w czasie tych przeprowadzkowych działań również gdzieś tam znajdował się ów laptop. Po dwóch tygodniach wyciągnąłem go i okazało się, że zewnętrzna pokrywa jest uszkodzona, ale nie twardy dysk - powiedział. Zaznaczył, że gdy odchodził z ministerstwa, poprosił o wystawienie rachunku za uszkodzony laptop, bo uznał to za swoje zaniedbanie. - Natomiast przed oddaniem laptopa poleciłem, by ten twardy dysk, który działał przed moim odejściem, został zapisany programem, uniemożliwiającym dotarcie do danych, które są na nim zawarte - powiedział. Dodał, że postąpił tak, jak postępuje się na całym świecie w instytucjach podobnych do tej, którą kierował. - Nie sądzę, by ktoś mógł uzyskać jakieś dane z tego mojego użytkowania internetu, czy jeśli zdarzyło mi się jakąś notatkę tam zrobić z postępowania karnego - powiedział. O sprawie laptopów zrobiło się głośno, gdy okazało się, że Ziobro i jego współpracownik oddali resortowi uszkodzone laptopy. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski zapowiedział, że resort sprawiedliwości będzie się domagał zwrotu kosztów naprawy obu uszkodzonych laptopów. Ziobro odpowiadał, że sam wystąpił o obciążenie go tymi kosztami.