Po aneksji Sudetenlandu przez III Rzeszę, Śnieżka znajdowała się w całości na terytorium Niemiec. Niewielki powierzchniowo szczyt Śnieżki w tamtym czasie był dosyć ciasno zagospodarowany. Znajdowała się na nim kaplica św. Wawrzyńca, drewniane obserwatorium meteorologiczne oraz dwa schroniska turystyczne. Jedno z nich, stojące po śląskiej stronie szczytu, od 1940 r. było przejściowo zamknięte. Mimo wojny funkcjonowało schronisko nazywane umownie czeskim. W 1943 r. na Śnieżce Wehrmacht zainstalował radiową stację nadawczo-odbiorczą wyposażając ją w urządzenia o dużej mocy. Z zachowanych i wiarygodnych polskich dokumentów wynika, że urządzenia radionadawcze umieszczone zostały w schronisku znajdującym się po śląskiej stronie szczytu, które po wojnie funkcjonowało jako schronisko PTTK "Na Śnieżce". Z powojennych relacji wynika, iż aparaturę radiową zainstalowano nie tylko w schronisku, lecz także w obserwatorium meteorologicznym. W maju 1945 r. stacja radarowa na Śnieżce, a wraz z nią stojące tam obiekty, miały zostać wysadzone przez wycofujących się Niemców. Do zniszczenia nie doszło, a w powojennym piśmiennictwie ukazały się różne, nie całkiem zgodne ze sobą, wersje przebiegu wydarzeń. Ich wspólnym mankamentem jest to, że zostały opublikowane po wielu latach. Prawie 30 lat po wojnie, w 1974 r. jeleniogórska dziennikarka Maria Jarmolukowa opublikowała trzymającą w napięciu relację o tym, co miało się wydarzyć na szczycie Śnieżki w maju 1945 r., gdy Niemcy szykowali się do ucieczki: "Gdy wiosną 1945 roku zbliżał się front - hitlerowcy przygotowali się do wysadzenia w powietrze wszystkich urządzeń na Śnieżce, podkładając ładunki min pod oba schroniska i budynek obserwatorium. Kierownikiem placówki meteo był wtedy Ślązak z pochodzenia - Kurt Glass (pracował po wojnie jeszcze rok w polskiej służbie). Wywiedziawszy się o niszczycielskich planach od stacjonującej na Śnieżce wojskowej załogi, postanowił im za wszelką ceną przeciwdziałać, by uratować cenny obiekt. (...) Glass szczęśliwym trafem przejął informację o dokładnym terminie akcji. W poprzedzający wieczór szczyt spowijała mgła. W obserwatorium Glass tak skutecznie raczył swych wojskowych towarzyszy alkoholem, że nie zauważyli wystrzelonej na Równi pod Śnieżką rakiety - hasła apokalipsy dla Śnieżki. Dostrzegł ją jednak kierownik placówki i zadziałał. Wyrzucona na zbocze wiązka granatów upozorowała wybuch min, a patrol ze schroniska ("Śląski Dom" na Przełęczy pod Śnieżką) uznawszy zadanie za wykonane - wycofał się w kierunku Lučni boudy. (...) Polska jednostka już następnego dnia przejęła szczyt. (...) wzięty do niewoli patrol ze Śnieżki skierowano do rozminowania, sprowadzony z Karpacza "Studebacker" dwukrotnie musiał zawracać po niebezpieczny "towar"". Maria Jarmolukowa opisując to zdarzenie, powołała się na zapiski gromadzone przez ówczesnego szefa obserwatorium meteorologicznego na Śnieżce, Tadeusza Hołdysa. Czy jego relacja jest prawdziwa? Tadeusz Hołdys, długoletni kierownik "śnieżkowego" obserwatorium wydaje się być osobą wiarygodną. Całkiem prawdopodobne jest, że wycofujący się Niemcy chcieli wysadzić w powietrze ważne obiekty wojskowe. Przyjmując opowieść Hołdysa za wiarygodną, zastanawia fakt, dlaczego relację tę opublikowano dopiero ponad 30 lat po wojnie? Czy możliwe jest, że Kurt Glass z obawy o własne życie wymyślił tę opowieść? Brak całkowitej pewności w tej kwestii miał np. Janusz Ptaszyński, gdy w 1992 r. opisując dzieje Śnieżki użył ostrożnego sformułowania: "według niesprawdzonych wiadomości do ocalenia budynków przyczynił się niemiecki kierownik obserwatorium Kurt Glass, który spoiwszy wartowników, udaremnił wysadzenie obiektów". Na początku 1987 r., a więc 13 lat po tekście Marii Jarmolukowej na temat bohaterskiego czynu Kurta Glassa ukazały się dwie kolejne relacje. Najpierw oddajmy głos Andrzejowi Klamutowi, działaczowi sportowemu z Karpacza. Klamut powoływał się na informacje ustne uzyskane swego czasu - niejako przy okazji "podczas zbierania materiałów źródłowych o sportach zimowych w Karkonoszach w okresie powojennym" - od Józefa Libersbacha, jednego z pierwszych polskich mieszkańców Karpacza, pełniącego przez pewien czas funkcję przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej, a także od rotmistrza Stanisława Taczaka, jednego z pionierów narciarstwa w Karpaczu: "Otóż pierwszymi, którzy dotarli na szczyt Śnieżki byli zwiadowcy radzieccy. Oni też przyczynili się do rozminowania obiektów tam stojących. Działo się to po 9 maja 1945 roku. Na krótko przed ich przybyciem, szczyt opuściła niemiecka załoga wojskowa, kierując się na stronę czeską. Dopiero w jakiś czas potem na najwyższym szczycie Karkonoszy zjawili się żołnierze polscy dowodzeni przez porucznika Szterlinga i prawdopodobnie wtedy załopotała polska flaga nad Karkonoszami" - pisał Andrzej Klamut, zaznaczając: "Na ile te informacje są prawdziwe, trudno dziś odpowiedzieć".