Czterdziestokilkuletni mężczyzna od lat mieszka z rodziną w Londynie. Ponad rok temu na jednym z portali społecznościowych upublicznił swoją rzekomą historię - informował, że ma białaczkę i bardzo złe rokowania. - Kiedy Krzysztof się ze mną skontaktował, bardzo naciskał, żeby skontaktować go z Natankiem, że on wie, co Natanek przeżywa, ponieważ sam jest chory, że chciałby dla niego nagrać filmik. Krzysztof jest pozbawiony zupełnie jakichkolwiek uczuć empatycznych, jest to człowiek perfidny - uważa Marta Witecka, ciocia Natana, którego historię i rozpoznawalność wykorzystał Krzysztof M. "Miał umęczony głos" Pani Marta wspomina pierwszą rozmowę z M. - Czułam przez telefon, że jest człowiekiem chorym, miał umęczony głos. Bardzo chciałam mu pomóc. Białaczka, niestety nie daje dobrych rokowań i tak naprawdę można było powiedzieć, że jest to człowiek umierający. Zresztą tak się przedstawiał. Wspierały go osoby, które również są chore na raka, które mają w rodzinie dziecko chore na raka, czy rodziny osób, które zmarły na raka. Pisały pod spodem: moja żona, niestety, przegrała walkę, ale wspieram cię, Krzysiu - opowiada. Sześcioletni Natan z Sosnowca, w internecie znany jako Pan Torpeda, od trzech lat choruje na neuroblastomę - nowotwór, który występuje tylko u dzieci. Sześciolatek przyjął już kilkadziesiąt cykli chemioterapii. Praktycznie mieszka w szpitalach. Historię choroby chłopca relacjonuje w internecie jego ciocia, Marta Witecka. Kłamał przed chorym dzieckiem - Są bardzo słabe prognozy na przeżycie i na wyleczenie dziecka. Został zdiagnozowany w czwartym stopniu złośliwości i w czwartym stopniu rozsiewu. W tej chwili zmaga się z drugą wznową tego nowotworu, gdzie miał przerzut do mózgu. Jest po operacji mózgu i po wycięciu tego guza, natomiast są przerzuty w kościach, będzie miał w tej chwili przeszczep szpiku - opowiada pani Marta. Oszustwo Krzysztofa M. odkryła m.in. Elżbieta Białach. - Był jedną z pierwszych osób, jeżeli nie jedyną osobą spoza rodziny, z którą Natan zgodził się porozmawiać przez wideo. On nie chce za bardzo rozmawiać z obcymi ludźmi, a tu zgodził się, bo ten "wujek" też jest chory, też go kroją, też miał chemię. On to rozumie, nie ma włosów - później się okazało, że nie ma włosów, bo je zgolił - opowiada. Na jednym z nagrań Krzysztof M. mówi do Natanka: "Mimo że jestem trochę starszy od ciebie i też choruję, to czasami jak mam chwilę zwątpienia, to muszę spojrzeć na twoje zdjęcie i tego, jak z nią walczysz. Prawdziwy Pan Torpeda." - Tak naprawdę w oczy dziecko okłamał, że on również jest chory i on wie, co on przeżywa. Krzysztof pisał, że ma kontakt z Natankiem, podpierał się po prostu jego wizerunkiem - komentuje Marta Witecka. Ponad 120 tys. zł Wprawdzie rzekoma białaczka Krzysztofa M. przeistoczyła się w rzekomego raka wątroby i potrzebne było rzekome eksperymentalne leczenie w USA, za to pomoc była realna - pieniądze płynęły z kraju i zagranicy. Krzysztof M. zabiegał o poparcie znanych i popularnych w internecie osób. Szybko stał się rozpoznawalny i szybko uzyskiwał oczekiwane kwoty. Szacuje się, że przez rok mógł uzbierać ponad 120 tys. zł. - Powiedział, że to będzie eksperymentalny zabieg radioembolizacji wątroby, notabene od siedmiu lat z powodzeniem wykonywany w Polsce, a on jedzie do USA, żeby zrobić tomografię komputerową, dla pacjentów onkologicznych dostępną za darmo w Anglii, wszędzie, w każdym szpitalu - mówi Marta Witecka. - Było też sporo osób, które wpłacały mu bezpośrednio na konto pieniądze i to pewnie wyjdzie w trakcie, że to duże kwoty. Wiem od swoich przyjaciół, że wpłacali nawet po 10 tys. zł - dodaje Wiesław Jaworski, który jako jeden z pierwszych odkrył oszustwo Krzysztofa M. Oszustwo wyszło na jaw na początku czerwca tego roku. Po śledztwie internautów i obnażeniu kłamstw, Krzysztof M. przyznał w końcu otwarcie, że nie jest chory na białaczkę, a pieniądze zbierał na życie. Wszystko przez depresję? - Od pierwszej zbiórki wiedziałem, że to jest oszustwo. Nigdy nie pokazano żadnego dowodu na to, że był na jakiejkolwiek operacji - mówi Wiesław Jaworski. - Napisał komunikat, że przeprasza, że teraz wszyscy będą rozczarowani, ale on leczy się na depresję, nie może pracować, więc chciał pieniądze na życie, co jest dla mnie podwójnie obrzydliwe, dlatego że najpierw wykorzystywał chorych onkologicznie, teraz podpiera się chorymi na depresję - uważa Elżbieta Białach. Sprawą zajęła się Prokuratura Rejonowa w Wałczu, bo z tych okolic pochodzi Krzysztof M. Zawiadomienie o oszustwie i fałszowaniu dokumentów złożyła spółka, gdzie wpłacano pieniądze. Zawiadomienie o popełnieniu oszustwa złożono także w Londynie. "Krzywda dla wielu chorych" - Zapomniał, że w Anglii wszelkie takie dochody dodatkowe trzeba zgłaszać do urzędu skarbowego. Trzeba zgłaszać również do urzędu, który przyznaje zasiłki, które on pobiera, ponieważ od tego właśnie zależy wysokość tych zasiłków i należy od tego odprowadzić podatek - wyjaśnia Marta Witecka. - Jest to krzywda dla wielu chorych, bo za chwilkę nie będą dostawać wsparcia. Już widzimy, że coraz więcej osób wycofuje się z tego wsparcia - mówi Elżbieta Białach. - Tego rodzaju kapitał społeczny jest bezcenny, w związku z tym trudno jest tutaj mówić o tym, żeby ta społeczna szkodliwość miała być potraktowana jako znikoma - dodaje Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie. Cały materiał do obejrzenia na stronie Interwencji