- Powolutku jechałem, bo ten czas aż tak nie gonił. No ale potem przyszedł ten pechowy moment. Nie wiem, jak to się stało. W pewnym momencie silne, bardzo silne metaliczne uderzenie było. Zatrzymałem się natychmiast - opowiada pan Dariusz w programie "Interwencja". - Wyszedłem, wziąłem latarkę. Na poboczu wpadłem na stary rower, taki zdezelowany już. To sobie pomyślałem, że na pewno na ten rower najechałem, bo był już powyginany taki. No i jeszcze tam posprawdzałem, czy pod pojazdem czegoś nie ma - dodaje. Po otrzymaniu zgody pan Dariusz pojechał dalej. - Dojechałem do Raciborza, a w Raciborzu pani dyżurna mi mówi, że pociąg jadący z naprzeciwka najechał na kobietę - wspomina. W wypadku zginęła 84-letnia kobieta, która o godz. 4.45 siedziała na torach, w nieoświetlonym miejscu, przed sobą trzymała rower. Kobieta była ubrana na czarno i przebywała w niedozwolonym miejscu. Było ciemno, na trasie trwał remont, pociągi jeździły jednym torem. "Nieumyślne spowodowanie śmierci" Dopiero analiza nagrań kamer monitoringu pozwoliła stwierdzić, że kobietę potrącił pan Dariusz. Maszynista został oskarżony o nieumyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu i spowodowanie wypadku, którego skutkiem była śmierć innej osoby. Za jego winą przemawiała opinia biegłego z zakresu ruchu drogowego. Komisja Polskich Kolei Państwowych zdjęła z niego odpowiedzialność za wypadek, ale mimo to skazano go na sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok. - Ten protokół był podstawą ustaleń, natomiast nie jedynym dowodem - twierdzi Marzena Korzonek, prezes Sądu Rejonowego w Raciborzu. W trakcie procesu przeprowadzono też eksperyment. I wówczas innemu maszyniście udało się w porę zatrzymać pociąg. Wiarygodność tego i innych dowodów podważają jednak obrońcy pana Dariusza. Więcej w materiale "Interwencji" w Polsat News.