W czwartkowym oświadczeniu zespół Laska nawiązał do środowej debaty parlamentarnego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej, którym kieruje Macierewicz. Miała się ona odbyć tydzień wcześniej, ale została przełożona, bo - jak mówił poseł PiS - "pojawił się nowy, istotny materiał, który mówi o działaniach rządu Donalda Tuska". "Mimo licznych zapowiedzi, po raz kolejny, zespół posła Antoniego Macierewicza na wczorajszej konferencji nie przedstawił żadnych dowodów na swoje liczne, często wykluczające się ze sobą, hipotezy dotyczące przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem" - ocenił Lasek i inni eksperci wchodzący w skład jego zespołu. Ich zdaniem Macierewicz nie ma dowodów. "Gdyby je miał, już dawno by je zaprezentował na jednej ze swoich licznych konferencji albo przesłał je w jednym z wielu zawiadomień do prokuratury, o których informuje" - zwrócił uwagę zespół Laska. Eksperci podkreślili, że muszą reagować, "gdy na oczach Polaków podejmuje się próby dyskredytowania osób zawodowo zajmujących się badaniem wypadków lotniczych". Przypomnieli, że członkowie polskiej komisji badającej katastrofę (kierował nią Jerzy Miller) byli na miejscu katastrofy i badali wrak, podczas gdy naukowcy związani z Macierewiczem tego nie zrobili. "Jesteśmy świadkami politycznej gry opartej m.in. na manipulacjach zdjęciami, blefowaniu w mediach i posługiwaniu się materiałami niewiadomego pochodzenia" - ocenił zespół Laska. "Nie kompromitujcie Polski" "Naszym zadaniem jest bronienie dobrego imienia polskich instytucji państwowych i nauki. Dlatego ponownie zwracamy się do posła A. Macierewicza i jego zespołu - przestańcie blefować i nie manipulujcie. Jeżeli nie macie żadnych dowodów, nie kompromitujcie Polski i budujcie swoją polityczną karierę w innych dziedzinach" - zaapelował zespół smoleński przy KPRM. W środę zespół Macierewicza sformułował wstępną hipotezę o przyczynach katastrofy smoleńskiej. Jego zdaniem był to łańcuch wydarzeń zapoczątkowanych polsko-rosyjskimi rozmowami międzyrządowymi i niewłaściwą organizacją wizyty prezydenta, "przejęciem naprowadzania samolotu przez ośrodek decyzyjny w Moskwie z pominięciem kontroli lotów lotniska Smoleńsk-Siewiernyj", "uniemożliwieniem zamknięcia lotniska i odesłania Tu-154 na lotnisko zapasowe" oraz "doprowadzeniem do przekazywania polskiej załodze fałszywych informacji i komend". "O katastrofie przesądziła eksplozja niszcząca samolot w momencie jego odejścia na drugi krąg" - napisał Macierewicz. Lasek i jego współpracownicy przekonują, że tezy Macierewicza są błędne. W czwartkowym oświadczeniu przypomnieli ustalenia komisji Millera: przyczyną katastrofy samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających wzrokowy kontakt z ziemią i spóźnione rozpoczęcie procedury odejścia na drugi krąg. Doprowadziło to do zderzenia z przeszkodą terenową, oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, a w konsekwencji do utraty sterowności samolotu i zderzenia z ziemią. "Nie ma żadnej spójności logicznej" "Hipoteza, którą przedstawił zespół parlamentarny, nie ma żadnej spójności logicznej" - ocenił Lasek w rozmowie z PAP. Zwrócił uwagę, że nie ma żadnych dowodów na eksplozję podczas lotu, nie wskazują na nią zapisy rejestratorów parametrów lotu (odnotowałyby np. zmianę ciśnienia w kabinie), ani głosów w kabinie. Zaznaczył, że do katastrofy przyczyniło się podawanie przez rosyjskich kontrolerów niewłaściwej wysokości, ale ani "Moskwa nie przejęła kontroli na samolotem", ani "kontroler nie ubezwłasnowolnił załogi". Przypomniał, że to kontrolerzy ze Smoleńska powiedzieli załodze, że na lotnisku nie ma warunków do lądowania, a potwierdziła to załoga Jaka-40, który wylądował tam przed Tu-154M.