To była zemsta za ich trwające przez wiele miesięcy akcje. Zaczęło się od haseł wypisywanych przez stoczniowców w pierwszej fazie strajku sierpniowego na murach ciągnących się od Stoczni Gdańskiej do Stoczni Północnej. Równolegle, wzdłuż ulicy Jana z Kolna, przebiega trakcja kolejowa. Pasażerowie pociągów trójmiejskich i dalekobieżnych na wysokości stoczni wyglądali przez okna tylko w jedną stronę. Bogusław Gołąb, uczestnik strajku w stoczni, później członek prezydium zarządu Regionu Gdańskiego: "To była swoista gazeta. Dziś są telebimy, billboardy, wtedy tego nie było. Stąd olbrzymie napisy na murach stoczniowych. Słynne 21 postulatów powstało w końcowej fazie strajku. Na początku każdy zakład, który przystępował do strajku, przywoził swoje postulaty, głównie akcentujące potrzeby społeczne". Dołożyć czerwonemu Mury stoczniowe zapisano hasłami potężnej wielkości tak, by można je było przeczytać nawet z pędzącego pociągu. To był sierpień, okres wakacyjny. Kiedy ludzie z pociągów jadących do Gdyni, Kołobrzegu czy Pucka widzieli na murach te ogromne napisy, udzielał im się klimat strajku. - Próbowaliśmy przenieść na zewnątrz tę wolność, którą poczuliśmy w stoczni, a jednocześnie walczyliśmy z cenzurą - mówi "Tygodnikowi Solidarność" Zygmunt Błażek, lider grupy informacyjno-plakatowej formalnie utworzonej już po zarejestrowaniu "S". Ta forma przekazu społecznego przerodziła się w napisy w centrach miast: na budynkach zakładów, wagonach towarowych, które jechały w głąb Polski, murach, chodnikach. Pojawiły się hasła wolnościowe. - Grupa informacyjno-plakatowa Zygmunta Błażka krzepiła ducha, pokazywała, że Solidarność jest niezależna. Władza ma swoje kanały rozpuszczania informacji, ale one są niewiarygodne, więc my używamy własnych - podkreśla Zdzisław Złotkowski, ówczesny członek prezydium Regionu Gdańskiego. - Najważniejsze było obalenie cenzury. My, niezależnie, zaczęliśmy głosić, o co walczymy. Kiedy ważyła się sprawa rejestracji Solidarności, Zygmunt Błażek na murze między Stocznią Gdańską a Stocznią Północną namalował trzy słowa: "Życzymy sądowi niezawisłości". Później dopisał: "Żądamy rejestracji NSZZ Solidarność bez zmian statutu". W działalność opozycyjną zaangażował się jeszcze przed strajkami sierpniowymi. Poznał Andrzeja Gwiazdę i Bogdana Lisa, i zaczął uczestniczyć w tajnych spotkaniach, które odbywały się zazwyczaj w mieszkaniu Anny Walentynowicz. Po wybuchu sierpniowego strajku oddelegowano go do pracy w zarządzie regionu. Rowerem wywoził i kolportował materiały drukowane na terenie stoczni. Zaczął też malować hasła na murach. Szybko zjednoczył wokół siebie jedenastu chłopaków. Studenci, licealiści, młodzi ze szkół zawodowych, m.in. Artur Pisarski, Andrzej Składowski, Jarosław Pirowski, Tomasz Bednarczyk. Fascynowało ich to, że można czerwonemu dołożyć. Parszywą Dwunastką okrzyknęła ich pogardliwie esbecja. Chłopakom to się spodobało i określenie do nich przylgnęło. Wbrew pozorom nigdy nie wypisywali haseł na murach czy wagonach nocami. - Robiliśmy to w biały dzień w obecności wielu ludzi, bo wtedy byliśmy bezpieczni. W nocy na pewno by nas zwinęli, stłukli, zamknęli i tyle by z tej roboty wyszło - tłumaczy lider Parszywej Dwunastki. Stałym miejscem, gdzie malowali wolnościowe hasła, był mur na skrzyżowaniu ulic Grunwaldzkiej i Kościuszki w Gdańsku przy dawnej fabryce czekolady "Bałtyk". Dziś stoi tu Galeria Bałtycka. Jedno z głównych skrzyżowań miasta mijały codziennie setki autobusów, tramwajów, samochodów. Każdy mógł przeczytać, czego aktualnie domaga się od władzy Solidarność. - To była nasza gazeta. Esbecy i milicjanci przyjeżdżali w nocy i wałkami, szarą farbą, zamalowywali nasze napisy. Pierwotnie mur był chropowaty. Po wielokrotnym malowaniu i zamalowywaniu stał się niemal gładki. Dzięki temu mieliśmy łatwiejsze zadanie i szło nam coraz szybciej. A często i tak musielibyśmy zmienić hasła na aktualnie ważniejsze, więc esbecy ułatwiali nam tylko robotę - śmieje się Zygmunt Błażek. Durnie z bezpieki Pisali także na wagonach. Szybko weszli w kontakt z kolegami z Solidarności w PKP, którzy informowali ich, w jakim kierunku i o której godzinie odjedzie dany pociąg. Zdzisław Złotkowski: "Chłopcy z grupy plakatowej wpadli na pomysł, by wykorzystywać czas, kiedy pociągi stoją na bocznicy. I te wagony wyruszały w Polskę, wioząc hasła: "Precz z komuną", "Uwolnić politycznych" czy "Telewizja kłamie". Mieliśmy do Zygmunta Błażka zaufanie, więc oni sami decydowali, co będą wypisywać. Mieli zresztą glejt podpisany przez Lecha Wałęsę, że akcje propagandowe na terenie Trójmiasta przeprowadzają w imieniu Solidarności". Nieświadomie pomógł im reżyser Andrzej Wajda, który kręcił na dworcu głównym sceny do swojego filmu. Gapiów były setki. Kiedy Błażka z jego grupą chcieli zgarnąć, zrobił się taki tumult, że mundurowi ustąpili. - Pojedynczy funkcjonariusze, którzy przyjeżdżali na miejsce nie byli w stanie opanować sytuacji - wyjaśnia Błażek.