Szefowa komisji ds. Amber Gold Małgorzata Wassermann (PiS) zaprezentowała w środę członkom komisji projekt raportu końcowego. Posłowie mają dwa tygodnie na zapoznanie się z nim i kolejne dwa tygodnie na zgłaszanie ewentualnych uwag. Do raportu komisji dotarła PAP. Napisano w nim m.in. że były premier Donald Tusk nie zapewnił koordynacji prac organów administracji rządowej, a także "nie wydał żadnych formalnych poleceń podległym sobie organom administracji rządowej w celu podjęcia i koordynacji działań mających na celu przerwanie przestępczego procederu". "W toku prac komisji ujawnione zostało nieprawidłowe i nieetyczne zaangażowanie wysokich funkcjonariuszy publicznych, w tym prominentnych polityków Platformy Obywatelskiej w uwiarygodnianiu działalności podmiotów z Grupy Amber Gold, polegające m.in. na zabieganiu o darowizny na cele publiczne lub kulturalne" - napisano we wnioskach końcowych projektu raportu. Zembaczyński powiedział PAP, że "po pobieżnym zapoznaniu się, skupiając się na tych wnioskach końcowych, widać, że zastrzeżenia będą głównie co do treści wniosków, interpretacji i faktów, która nie zawsze jest zgodna z tym, jaki sposób one zostały komisji przedstawione". Sam projekt Zembaczyński określił jako "kryminał archeologiczny, gdzie tym super złoczyńcą miał być (właściciel Amber Gold) Marcin P., a na końcu to się okazuje, że to (b. premier) Donald Tusk". "Nie ma tu fajerwerków, nie widać niczego odkrywczego, związki przyczynowo-skutkowe były znane komisji" - powiedział. "Skoro przewodnicząca komisji lansuje tezę, że Marcin P. był słupem, to chciałbym się dowiedzieć, kto był jego mocodawcą, kto był końcowym beneficjentem i na te pytania odpowiedzi powinien udzielić obecny aparat państwa, a to się nie dzieje" - stwierdził.