Marcin Zaborski, RMF FM: Czy Platforma Obywatelska ma kieszenie pełne wiarygodności, kiedy grzmi ws. szefa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia i domaga się jego dymisji? Bogdan Zdrojewski: O problemie wiarygodności w Platformie mówię od pewnego czasu. Mamy z tym czasami kłopot. Nie jest on jakiejś nadzwyczajnej skali, ale rzeczywiście - brak nam od czasu do czasu konsekwencji i brak nam właściwej empatii. Z tym musimy się uporać w najbliższym czasie. PiS wytyka Wam, że nie doprowadziliście do dymisji Krzysztofa Kwiatkowskiego, kiedy kierował NIK i miał problemy z prokuraturą. To był błąd? - Te dwie sprawy są kompletnie różne. Zawsze politycy tak mówią. - Nie ma dwóch identycznych spraw. To jest taka prosta prawda. Jeżeli chodzi o obecną sytuację pana prezesa to nie zazdroszczę PiS-owi i nie zazdroszczę Polsce przede wszystkim. W połowie czerwca pytałem pana, czy jest pan gotowy na emeryturę. Pan na to tak: "W pewnym sensie tak. Oczywiście ta emerytura będzie od polityki zawodowej - wszystko na to wskazuje. Polityki miałem już od jakiegoś czasu tak serdecznie dosyć, że chętnie bym uciął tę swoją aktywność". Minęło pół roku - nawet nie - i wciąż pan jest w polityce. Co więcej, jest pan senatorem. - Notabene, nie za wiele się zmieniło, jeżeli chodzi o takie chęci do tego, aby koniec końców zakończyć tę zawodową politykę. Natomiast nie ma warunków do tego - muszę powiedzieć, że tamta moja wypowiedź została albo niezrozumiana albo źle przyjęta. Ja szanuję wyborców. Szanuję tę presję, którą także na mnie wywierają. Wydawało się, że rzeczywiście, bez mojej obecności w Senacie możemy ten Senat nie wygrać. Wziąłem okręg bardzo, bardzo trudny, gdzie Platforma przegrywała z PiS-em 2:1. Basia, moja żona, startowała w okręgu wyborczym, w którym od 8 lat nie wygraliśmy. Mam przekonanie, że mamy spory udział w tym, że opozycja wygrała wybory do Senatu. Ale tak bardzo pan ma dosyć tej polityki, że teraz chce pan walczyć o przywództwo w Platformie Obywatelskiej. - To jest właśnie efekt. To jest efekt nie tyle zmęczenia, bo ja nie jestem zmęczony, muszę powiedzieć, że od czasu do czasu po prostu się denerwuję tym, co sam obserwuję, w czym uczestniczę. Wydaje mi się, że mogliśmy wygrać wybory samorządowe, że z pewnością mogliśmy wygrać wybory europejskie i że też niepotrzebne przegraliśmy wybory sejmowe. Na szczęście wygraliśmy Senat. Z tego też powodu uważam, że mam obowiązek - obowiązek, podkreślam przede wszystkim - aby podzielić się swoimi spostrzeżeniami, poglądami, determinacją, też pomysłami na to, jak Platforma powinna wyglądać, a nie gdzieś tam stanąć z boku i tylko i wyłącznie recenzować. Ale dzisiaj, 2 grudnia 2019 roku, powie pan jasno i wyraźnie: "Tak, startuję w wyborach na szefa PO"? - Tak, startuję w wyborach na szefa Platformy Obywatelskiej. To jest zapowiedź bezwarunkowa? - To jest zapowiedź bezwarunkowa. Oczywiście, ja nigdy nie zamykam sobie wszystkich furtek. Zdarzać się mogą takie rzeczy polityczne czy też interpersonalne, które mogą doprowadzić do jakiegoś porozumienia, szerokiego porozumienia na rzecz Platformy i na rzecz nowego programu. Na razie tego nie widzę, w związku z tym to jest tylko mała furteczka, ale potwierdzam: startuję na szefa Platformy Obywatelskiej. Wcześniej pan sugerował, że chce pan startować przeciwko Grzegorzowi Schetynie. Gdyby on zdecydował się nie startować to pan by też nie wystartował? - Ja nigdy nie startuję przeciwko. Ja startuję za. Faktycznie, z mojej pierwszej deklaracji mogła wynikać ta warunkowość - że jeżeli Grzegorz Schetyna wystartuje na szefa PO to ja także. Wydaje mi się i to chcę powiedzieć dosyć precyzyjnie, że Grzegorz Schetyna ma swoje zalety, ma swoje osiągnięcia, bez wątpienia przez te ostatnie lata pracował w dzień, w noc niezwykle intensywnie. Tylko niestety efektu zabrakło. On sam zresztą zapowiedział, że będzie ponosić odpowiedzialność swoich porażek. Wydaje sie, że powinien to konsekwentnie uczynić. Z tego powodu była moja deklaracja. Dziś jednak, po wielu już konsultacjach, rozmowach w Platformie, także ze zwolennikami Platformy, mogę potwierdzić, że startuję. Mówi pan tak: "lifting Platformie nie wystarczy. Tu potrzebna jest poważna reforma". To w tłumaczeniu na bardziej dosadny język i jednoznaczny język brzmi: "jest źle, żeby nie powiedzieć: jest bardzo źle z tą Platformą". - Widzę, że jest pan redaktor świetnie przygotowany, bo to taka wypowiedź sprzed kilku godzin zaledwie. Staram się nadążać. - Słusznie, ale podziwiam. Tak jest źle? - Rzeczywiście jest źle. Uważam, że źle jest nie dlatego, że mamy taki bardzo głęboki kryzys, tylko niezwykle szeroki. Uważam, że mamy kłopot z demokracją w Platformie, sposobem tworzenia przekazów, konsekwencją, empatią. Brakiem także pewniej transparentności w podejmowanych decyzjach. Ich komunikowania także na zewnątrz. Za dużo jest tych błędów, za dużo jest tych wad, aby można było przejść obok nich obojętnie. Z tego powodu mówię, że lifting nie wystarczy. Zmiany powinny być dość głębokie. Mówi pan więcej. Mówi pan tak: "by przetrwać na politycznej scenie i odzyskać wiarygodność, Platformie potrzebne jest to i to". Myśli pan, że Platforma może nie przetrwać w najbliższym czasie? - Jeżeli nie dokona odpowiednich zmian w tym najbliższym czasie, to może zakończyć swój byt w obecnym kształcie, z obecnym szyldem i tak dalej. Czyli Platforma z Grzegorzem Schetyną - to jest Platforma, która zmierza nad przepaść? - Jesteśmy, w jakimś sensie, nad przepaścią, bo przegraliśmy kluczowe wybory. Przegraliśmy wybory do Sejmu, przegraliśmy wybory do Parlamentu Europejskiego, także samorządowe. Czyli de facto jesteśmy nad przepaścią. I z Grzegorzem Schetyną nie możecie wygrać kolejnych wyborów? Prezydenckich a potem parlamentarnych? - Tu się z panem zgodzę. Uważam, że z Grzegorzem Schetyną na czele Platformy Obywatelskiej nie wygramy wyborów prezydenckich. Niedawno, w tygodniku "Wprost" mówił pan tak: "jesteśmy reaktywni, defensywni, niekonsekwentni i niewiarygodni" i dorzucił pan do tego jeszcze coś takiego: "przez ostatnie dwa lata miotamy się z przekazem od ściany do ściany". Czy kiedy patrzy pan na prawybory w Platformie Obywatelskiej i widzi pan, o czym mówią kandydaci i jak różne prezentują wizje, nie ma pan wrażenia, że to znowu jest miotanie się od ściany do ściany? - Aż tak nie. Wydaje mi się, że jesteśmy raczej w węższej przestrzeni, jeżeli chodzi o to miotanie. Przekazy są rzeczywiście nieco rozbieżne. Ale muszę powiedzieć, że... Nieco? Panie senatorze, Jacek Jaśkowiak mówi o tym, że w sprawie eutanazji każdy powinien móc zdecydować sam o swoim losie, i że w sprawie aborcji jest zwolennikiem prawa wyboru dla kobiet. Platforma coś zupełnie innego mówiła w ostatniej kampanii. - To prawda. Pan prezydent Poznania, pan Jaśkowiak wykroczył poza te ramy, natomiast pani Małgorzata Kidawa-Błońska nie. Dlatego mówię o tym, że nie od ściany do ściany jest ta rozbieżność. Wyborca obserwuje obu kandydatów, panie senatorze, nie tylko panią marszałek Kidawę-Błońską i słyszy to, co słyszy. - Tak, ale moim kandydatem - nie będę tu ukrywać - jest Małgorzata Kidawa-Błońska. Ja na nią zagłosuję. Uważam że to jest kandydatka, która poszerza nasz elektorat, daje gwarancję na to, aby nie wzbudzać ostrych namiętności, które wzbudza już w chwili obecnej prezydent Poznania. Ja też uważam, że daje szansę na zmniejszenie podziałów, jakie mamy wśród Polaków. To nie jest dobra wojna, taka polsko-polska. Jestem też przekonany, że przychodzi czas na to, aby zmienić też wizerunek Pałacu Prezydenckiego poprzez skład personalny. Małgorzata Kidawa-Błońska posiada wystarczające atuty, aby godnie reprezentować Polskę na zewnątrz i Polaków w Polsce. I tak jak powiedziałam - zmniejszyć te napięcia, które są dla nas absolutnie niszczące. To a propos napięć i wojny polsko-polskiej. Krzyczał pan wczoraj razem z Władysławem Frasyniukiem... - Ja nigdy nie krzyczę, od razu powiem... ...na proteście sądowym. Te słowa... O "pisiorze", może na razie nie będę cytował jednak. - Nic nie mówiłem o "pisiorze", nie krzyczałem. Ale słyszał pan ten krzyk uczestników tego protestu? - A słyszałem, tak. Słyszałem innych, tak. Słyszał pan, tak jak tłumaczy to Władysław Frasyniuk - "je**ć pisiora i się nie bać". To jest język, którym powinna się posługiwać dzisiaj opozycja? - Pamiętam Kazimierza Kutza, jak go przyjmowałem do klubu Platformy Obywatelskiej. On miał taki zwyczaj wrzucania właśnie rozmaitych przekleństw w zdania. Muszę powiedzieć, że podzielam opinię także profesora Miodka, że w niektórych wypadkach, przy niektórych postaciach język czysto literacki brzmiałby niewiarygodnie. To dlaczego pan nie krzyczał? - Dlatego że w moim przypadku, po długim okresie funkcjonowania jako minister kultury, także jako prezydent Wrocławia, także będąc długoletnim pracownikiem naukowym, mnie nie wypada. Ja używam słów innych, bardziej precyzyjnych. Nie przeklinam i wydaje mi się, że ta różnorodność na rynku politycznym powinna być zachowana - także w tej materii. Rozmawiał: Marcin Zaborski Opracowanie: Jonasz Jasnorzewski Justyna Lasota-Krawczyk Karol Pawłowicki Maciej Nycz