Z danych resortu obrony, na które powołuje się gazeta, wynika, że jedynie co piąty kandydat na żołnierza zawodowego nadaje się do armii. Choć kandydatów do wojska jest w tym roku trzy razy więcej niż w ubiegłym, to ich przydatność jest mocno wątpliwa. Pojawiają się kandydaci z lękami depresyjnymi, z nadwrażliwością emocjonalną, wahaniami temperamentu. Wielu odpada na testach badających poziom intelektu. Za broń chcą też chwycić kryminaliści, którzy na komisjach ukrywają przestępczą przeszłość, a nawet osoby, z których wcześniej armia zrezygnowała ze względu na stan zdrowia. We Wrocławiu żołnierzem chciał zostać gruźlik, a do krakowskiego WKU zgłosiło się kilkunastu kandydatów z poważnymi defektami wzroku. Mundur przyciąga też zwykłe ofermy. - Testy sprawnościowe oblewa jedna trzecia kandydatów - twierdzi wojskowy komendant uzupełnień w Lublinie ppłk Zdzisław Zwierz. Dowódca wojsk lądowych generał Waldemar Skrzypczak w rozmowie z "Dziennikiem" przyznaje: "Tylko co piąty poborowy przechodzi pozytywnie weryfikację." Efekt jest taki, że wojsku wciąż brakuje około 42 tys. ochotników.