Prezydent wziął udział w Brukseli w nieformalnym szczycie UE, który przygotował wspólne unijne stanowisko na waszyngtońskie spotkanie, poświęcone przebudowie światowej architektury finansowej. W Waszyngtonie "Polska powinna być" - powiedział prezydent na konferencji prasowej, ubolewając, że tak się nie stanie, skoro rząd nie zabiegał o zaproszenie. - W tej sytuacji dzisiaj było za późno. (...) To jest sprawa rządu, ona dzisiaj nie była do załatwienia - powiedział. Jego zdaniem Polska powinna być reprezentowana jako największy kraj w swojej części Europy, "o gospodarce kilkakrotnie większej niż Republika Czeska". - Jesteśmy blisko pierwszej 20-tki na świecie - zaznaczył. Skarżył się, że Polska teoretycznie należy do grona sześciu największych krajów UE, "ale jak przychodzi co do czego, to niewiele z tego wychodzi". Spotkanie w Waszyngtonie zgromadzi przywódców siedmiu najbogatszych państw świata i Rosji (G8), Unii Europejskiej oraz rozwijających się potęg gospodarczych, takich jak Chiny, Indie czy Brazylia. Oznacza to, że UE reprezentują należące do G8 Francja, Wielka Brytana, Włochy i Niemcy. Po długich naleganiach rządu w Madrycie prezydent Francji Nicolas Sarkozy oddał Hiszpanii jedno z dwóch miejsc przysługujących Francji (jako potędze gospodarczej i przewodnictwu w UE). Czechy zostały doproszone jako przyszłe przewodnictwo. Lech Kaczyński podkreślił, że w sprawie kryzysu UE powinna zachować jedność, a przyjęcie wspólnego stanowiska na szczyt w Waszyngtonie uznał za sukces. - Jestem zwolennikiem poglądu, że są sprawy w skali globalnej, w których Europa powinna koniecznie mówić jednym głosem - oświadczył. Na konferencji prasowej poinformował, że w swym wystąpieniu nie mówił o ratyfikacji Traktatu z Lizbony. - To byłoby mówienie o sprawach związanych z Togo wtedy, kiedy dyskusja dotyczy Środkowej Ameryki - oświadczył. Powiedział, że w przedstawionym przez niego rządowym stanowisku na szczyt była mowa m.in. o planach wejścia Polski do strefy euro i wzmocnieniu Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Podkreślił, że sam jest zwolennikiem wzmocnienia MFW: "Nie ma innej formy instytucjonalnej, która na dzisiaj byłaby dostępna, można tworzyć nowe. O tym również powiedziałem". Dodał, że mówił także o koniecznych zmianach w nadzorze bankowym w UE i na świecie oraz o dobrej sytuacji polskiego systemu bankowego. - Mówiłem o tym, że nasz system bankowy nie jest zagrożony, bo myślę, że (to) trzeba powtarzać jak najczęściej - podkreślił. Powiedział, że jego wypowiedź w sprawie wejścia do strefy euro "nie spotkała się z żadną reakcją". Na konferencji prasowej podkreślił, że "są argumenty za szybkim wprowadzeniem euro, ale sprawa wymaga poważnej dyskusji". - Teraz nie był najlepszy moment, by tę sprawę stawiać - ocenił. Wskazał, że "miało być gwałtowne przyspieszenie rozwoju gospodarczego", a Polska przeżywa okres spowolnienia, które zaczęło się jeszcze przed wybuchem kryzysu finansowego. - Miały być bardzo szybkie podwyżki płac w sferze budżetowej, jakoś ich nie widać - powiedział prezydent. Apelował o "bardzo rzeczową, spokojną dyskusję" nad zastąpieniem złotego przez euro, bo "to decyzja o charakterze epokowym". W Polsce są "ludzie, którzy choćby dla odniesienia sukcesu chcą bardzo szybkiego wprowadzenia tej waluty" - zauważył. Prezydent po raz kolejny ubolewał, że na brukselski szczyt nie pojechał z nim premier Donald Tusk, a na przykład Litwę i Rumunię reprezentowali jednocześnie prezydent i premier. - To jest sytuacja normalna. Ja byłem sam. Na miejscu szefa rządu byłbym tutaj także na tej sali - powiedział Lech Kaczyński. - Powinniśmy być obydwaj, bo w Polsce jest kohabitacja, tak samo jak w Rumunii; nieco odmienna sytuacja jest na Litwie, tam wkrótce będzie nowy rząd. Taka sama sytuacja zdarza się w Finlandii, na Łotwie. Nie jest niczym oryginalnym, że (na szczycie) jest i prezydent, i premier - dodał. Prezydent ubolewał, że Polska z Litwą są w mniejszości w swoim sprzeciwie wobec wznowienia rozmów z Rosją o nowym partnerstwie. "Znajdujemy się w nieprostej sytuacji kraju, który jest w mniejszości, a nie w większości. Czy ja to akceptuję - nie, ale ja wielu rzeczy na świecie nie akceptuję, a one są". Wyraził przekonanie, że ma w tej sprawie zbliżone poglądy z szefem dyplomacji Radosławem Sikorskim. - Trudno powiedzieć, że Rosja jest nagradzana, ale żadne negatywne sankcje związane z operacją w Gruzji jej w praktyce nie spotkały. To nie jest dobra nauka, to nie są dobre reguły gry, jeśli chodzi o to państwo - dodał.