Sędzia Janina Dąbrowiecka przychyliła się do wniosku, "skoro taka jest wola stron". Ani adwokat Giertycha, ani Kaczyńskiego nie ujawnili przyczyn wniosku o zawieszenie procesu. Także Kaczyński pozwał Giertycha za to, że ten zarzucił mu zbieranie "haków". Sąd Okręgowy w Warszawie prowadzi dwa oddzielne procesy w tej sprawie o ochronę swych dóbr osobistych, choć obie strony chciały wspólnego badania obu pozwów. Powodowie żądają od adwersarzy przeprosin m.in. w telewizjach, czego koszt może wynieść kilkaset tys. zł. W 2010 r. Giertych oświadczył, że Kaczyński jako premier zbierał "haki" na polityków koalicji (Samoobrony i LPR) oraz opozycji. Według Giertycha, forma zbierania "haków" na Tuska "była obrzydliwa", a dane te dotyczyły spraw "bardzo odległych, z przeszłości". Zdaniem Giertycha wszyscy politycy PO mieli założone teczki. "To są kłamstwa, nie mające faktycznych przesłanek" - replikował Kaczyński. "Nie było żadnych teczek, nie było żadnych akcji ad personam wobec kogokolwiek" - zapewniał szef PiS, zapowiadając pozew wobec Giertycha. Z kolei b. wicepremier z LPR (dziś adwokat) zapowiedział wówczas, że pozwie Kaczyńskiego za zarzut kłamstwa. Ponadto wytoczył mu proces karny za zniesławienie (grozi za to do roku więzienia); lider PiS zrzekł się do tej sprawy immunitetu poselskiego. W październiku stołeczny sąd rejonowy umorzył sprawę karną z braku znamion przestępstwa. Giertych apeluje. "Nigdy nie wydawałem żadnych bezpośrednich lub pośrednich poleceń, które miały prowadzić do jakichkolwiek działań służb specjalnych lub wymiaru sprawiedliwości ad personam, na zasadzie poszukiwania jakichś informacji na jakąś osobę" - zeznawał wcześniej w procesie cywilnym Kaczyński. Przyznał, że "premier rządu otrzymuje różne tajne informacje, czasem także na temat różnych osób, ale to nie ma nic wspólnego z poszukiwaniem haków". Giertych zeznawał, że chodzi o zbieranie materiałów "mających w oczach pozwanego charakter kompromitujący polityków opozycji"; m.in. na Tuska, żonę Schetyny, matkę Sławomira Nowaka. "Informacje te miałem bezpośrednio od pozwanego, od ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry oraz od szefa MSW Janusza Kaczmarka" - mówił. 3 listopada - jak podała "Gazeta Wyborcza" - krakowski prokurator Marek Wełna zeznał w procesie Kaczyński-Giertych, że za rządów PiS kazano mu szukać haków na przeciwników politycznych: Leszka Millera, Jolantę i Aleksandra Kwaśniewskich, Marię i Józefa Oleksych oraz Jacka Piechotę. Według Wełny, wydając te polecenia ówcześni: szef wydziału przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej Bogdan Święczkowski, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i prokurator krajowy Janusz Kaczmarek "mówili wprost, że takie są oczekiwania pana Jarosława Kaczyńskiego". Święczkowski zaprzeczał. Zapowiedział, że wytoczy Wełnie proces i zawiadomi prokuraturę o jego przestępstwie fałszywych zeznań. Z kolei latem br. w tym samym procesie Andrzej Lepper zeznał, że Kaczyński gromadził materiały mające na celu kompromitację przedstawicieli innych partii politycznych. "Była mowa m.in. o powiązaniach Tuska ze światem biznesu, jego konfliktach rodzinnych oraz o żonie pana Schetyny" - dodał. W procesie Kaczyński-Giertych sąd dopuścił wielu świadków - w procesie Giertych-Kaczyński wnioski o świadków sąd oddalił. W tym pierwszym procesie może dojść do konfrontacji Wełna-Kaczmarek. Aby nie przegrać procesu o ochronę dóbr osobistych, pozwany musi dowieść, że jego słowa były prawdziwe albo choć wykazać, że jego działanie nie było bezprawne, bo działał w interesie publicznym.