W miniony weekend rolnicy zorganizowali protest w Warszawie, rozrzucając na ulicę m.in. jajka, kapustę, ziemniaki i martwą świnię. Grupa ta od miesięcy protestuje w podobny sposób, blokując co jakiś czas kolejne ulice w stolicy i rozsypując na jezdnię płody rolne. Zdaniem jej przedstawicieli wsparcie dla rolników od strony rządowej jest niewystarczające. Tym razem protest wzbudził większe zainteresowanie niż zazwyczaj, a kością niezgody okazało się wykorzystanie jako rekwizytu martwego tucznika. Aktywiści Stowarzyszenia Otwarte Klatki postanowili przyjrzeć się sprawie i wysłali do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa "znęcania się nad zwierzętami, polegającego na pozbawieniu życia tucznika bez wyraźnych ku temu wskazań". Czytaj też: Rolnicy protestują. "Nie ma naszej zgody, by polskie rolnictwo było niszczone" - Lepiej niech zainteresują się sytuacją na polskiej wsi. W tej chwili mogą wysyłać zawiadomienia do prokuratury czy gdziekolwiek, ale to sytuacji polskiej wsi nie zmieni. Dla nas to bardzo trudne, bo rząd nie chce rozmawiać od dłuższego czasu. Bardzo łatwo się to komentuje, ale problemów ludzi nikt nie chce rozwiązać - mówi Interii Michał Kołodziejczak, lider AgroUnii. "Mogę powiedzieć, skąd była kapusta i ziemniaki" - Fajnie jest robić pozytywne akcje, ale dużo ważniejsze jest, by problemy, z którymi borykamy się na co dzień, stały się wyzwaniem dla władzy. A one wyzwaniem nie są. Widzę, że Otwarte Klatki dmuchają w trąbę Prawa i Sprawiedliwości - ocenia Kołodziejczak. Paweł Rawicki, prezes stowarzyszenia Otwarte Klatki przekonuje, że "nie ma pewności co do pochodzenia świni użytej w proteście AGROunii. Nie wiemy kto dokonał uboju, ani co stało się z jej ciałem po proteście. Nie ma prawa do zabijania zwierząt w celu wyrażenia swojej frustracji". - Wszystko było organizowane spontanicznie. Jeżeli będzie trzeba, to będziemy takich informacji udzielać, a w zasadzie ci, którzy tę świnię przywieźli. Ja mogę powiedzieć, skąd była kapusta i ziemniaki - dodaje Kołodziejczak. Otwarte Klatki uwzględniły też w zawiadomieniu możliwość zakłócenia spokoju i wywołania zgorszenia poprzez porzucenie ciała świni na ulicy. Aktywiści podkreślają, że w dobie walki z ASF pozostawienie martwego tucznika w miejscu, w którym mogło z nim mieć kontakt wiele osób zajmujących się gospodarstwami, w tym hodowlą trzody chlewnej, mogło być naruszeniem przepisów. Łukasz Szpyrka