Ratownicy usiłują do nich dotrzeć. W poniedziałek wieczorem, po pięciu godzinach pracy, eksperci nie byli w stanie oszacować, jak długo jeszcze potrwa akcja. W czasie jej trwania na powierzchni zmarł nadsztygar z kopalni; prawdopodobnie miał zawał serca. Jak wynika z informacji Wyższego Urzędu Górniczego (WUG), do zawału doszło ok. 16.40. W strefie zagrożenia było 10 górników, czterem udało się uciec, sześciu innych zostało uwięzionych. Na elemencie przenośnika zgrzebłowego, służącego do transportu urobku, przekazali pisemną informację, że żyją. - Górnicy napisali na zgrzeble przenośnika: sześciu żywych, zdrowych. Potem nawiązano z nimi kontakt głosowy. Mają powietrze. Prawdopodobnie są w miejscu, gdzie jest ok. 5-6 metrów niezasypanej przestrzeni - relacjonował dyrektor departamentu górnictwa WUG, Adam Mirek. Przenośnik zgrzebłowy to urządzenie do transportu, w którym przymocowane do łańcuchów elementy zwane zgrzebłami przesuwają urobek. Choć łuki stanowiące obudowę wyrobiska ugięły się niemal do samego spodu chodnika, to jednak nie na tyle, by przenośnik przestał działać. To ważne dla ratowników, bo urządzenie bardzo pomaga im w odstawie skał z rumowiska, przez które się przedzierają. Górnicy pracowali przy drążeniu nowego chodnika dla celów technologicznych, ok. 500 m od szybu kopalni; dotychczas wydrążono ok. 35 m tego chodnika. Zawał nastąpił na 20. metrze od wlotu chodnika, górnicy natomiast są - według ich relacji - przed 31. metrem; później chodnik jest znów zawalony. Rurociągiem przeciwpożarowym górnicy dostają sprężone powietrze; udało im się także dostarczyć wodę. Eksperci oceniają, że czas dotarcia do poszkodowanych zależeć będzie głównie od struktury zawału oraz tego, jak będzie zachowywać się górotwór. Aby przejść zasypany odcinek, zastępy ratownicze muszą ręcznie wydrążyć w rumowisku tzw. chodnik ratunkowy. To żmudna praca, wymagająca przebierania rumowiska i jednocześnie zabezpieczania gotowego już tunelu tzw. opinką, by skały nie sypały się na ratowników. Na miejscu pracują cztery zastępy ze stacji ratownictwa górniczego: okręgowej w Zabrzu i centralnej w Bytomiu. Jest m.in. tzw. pogotowie zawałowe, dysponujące specjalistycznym sprzętem. Przyczyny zawału nie są na razie znane. Wykluczono wcześniejszy wstrząs górotworu. Jak powiedział dyr. Mirek, w tym rejonie, gdzie eksploatacja górnicza prowadzona jest od bardzo wielu lat, występuje wiele zaszłości eksploatacyjnych, które w połączeniu z warunkami tektonicznymi mogły przyczynić się do zawału. Okoliczności wypadku zbadają organa nadzoru górniczego - Okręgowy Urząd Górniczy w Gliwicach, pod nadzorem WUG. Siltech jest niewielką, pierwszą w Polsce prywatną kopalnią węgla kamiennego. Zakład powstał wykorzystując część infrastruktury zlikwidowanej wcześniej kopalni Pstrowski w Zabrzu. Firma ruszyła z wydobyciem węgla w połowie 2002 r. W odniesieniu do innych śląskich kopalń to bardzo mała firma - jak podawano wcześniej, wydobywa ponad 200 tys. ton węgla rocznie i zatrudnia ponad 200 osób, wielokrotnie mniej od średnich kopalń. Jedyny dotąd śmiertelny wypadek w tej kopalni miał miejsce w lutym 2006 r. Zasypany został wówczas 37-letni górnik. Do tamtego wypadku doszło 380 m pod ziemią - w magistrali transportowej, czyli szerokim na ponad 5 m chodniku, którym odbywa się transport węgla od miejsca urobku do szybu wydobywczego. Skały zgniotły tam obudowę chodnika na długości ok. 9 m, niemal całkowicie wypełniając tę część wyrobiska i przygniatając górnika.