We wtorek Sąd Okręgowy w Warszawie kontynuował proces z wniosku Seredyńskiego, który żąda 1,5 mln zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę i ponad 500 tys. zł odszkodowania za straty moralne i materialne. Prokuratura przyznaje, że należą mu się pieniądze, ale nie w żądanej wysokości. W 2009 r. Seredyński, wówczas prezes największego państwowego wydawnictwa, został zatrzymany przez CBA wraz z radcą prawnym Weroniką Marczuk w sprawie przyjmowania rzekomych łapówek za "korzystne rozstrzygnięcie" prywatyzacji WNT. Sąd zwolnił ich z aresztu po wpłaceniu kaucji. Początkowo warszawska prokuratura postawiła obojgu zarzuty korupcyjne, ale w 2011 r. śledztwo umorzono z braku znamion przestępstwa. Prokuratura uznała, że brak było wiarygodnego podejrzenia, że Seredyński może chcieć wziąć łapówkę (bez takiej pierwotnej informacji służby nie mogą podjąć "prowokacji policyjnej"). Śledczy kwestionowali też zeznania agentów CBA. "Sytuacja jest tragiczna" Według Seredyńskiego kilka razy odmówił on przyjęcia pieniędzy od dwóch udających biznesmenów agentów CBA, w tym Tomasza Kaczmarka (dziś emeryta CBA i posła PiS). W końcu podrzucili mu - jak mówił dziennikarzom - 10 tys. euro po upojeniu go alkoholem w jego mieszkaniu. Po tym zażądał od nich spisania umowy na taką - jak się tłumaczyli - "pożyczkę". - Zgodzili się, ale zamiast nich przybyło do mnie CBA, by mnie zatrzymać - dodał. Podkreślił, że tej fazy akcji CBA już nie nagrywało. Seredyński, inżynier fizyk, podkreśla, że wskutek akcji CBA stracił pracę. Dodał, że minister skarbu odwołał go z funkcji prezesa, zanim usłyszał zarzuty. Dziś pracuje tylko dorywczo i nie swym w zawodzie. - Nikt nie chce mnie zatrudnić - mówił. - Mnie zadano śmierć cywilną, a wydawnictwo jest w upadłości likwidacyjnej, bo po operacji CBA nie było już chętnych na prywatyzację - dodał. Zeznająca we wtorek Marczuk powiedziała sądowi, że "dziś sytuacja życiowa Seredyńskiego jest tragiczna". - On widział świetlaną przyszłość wydawnictwa - zeznała. Świadek Józef Godlewski z firmy zainteresowanej w 2009 r. prywatyzacją WNT zeznał, że pytał wtedy Seredyńskiego, czy będzie chciał pracować tam i po prywatyzacji, co ten potwierdził. "Proponowałem mu 15 tys. zł i 10 proc. premii od zysku" - dodał świadek, według którego Seredyński nie chciał rozmawiać o zarobkach. "On został zniszczony" - dodał Godlewski. "Warto to wyjaśnić" Z kolei świadek Jerzy Jerszow - w 2009 r. pracownik resortu skarbu odpowiedzialny za prywatyzację WNP - zeznał, że "jego ocena pracy Seredyńskiego była bardzo dobra". Dodał, że gdy dowiedział się o jego zatrzymaniu, oświadczył wiceministrowi Krzysztofowi Łaszkiewiczowi, że "to prowokacja wobec ministerstwa". Prokuratura podkreśla, że trzeba zbadać, gdzie we wrześniu 2009 r. Seredyński był przez kilka dni zatrzymany. Wiadomo, że zwolniono go z policyjnej izby zatrzymań w Legionowie. - Warto to wyjaśnić - dodał adwokat Seredyńskiego mec. Wojciech Piłat. Sąd będzie dociekał, czemu - zgodnie z prawem - nie osadzono go w areszcie na Mokotowie. Seredyński mówił, że cela, w której przebywał, była "surrealistyczna". Na suficie były palące się non stop "dość silne cztery reflektory", oświetlające izbę na potrzeby kamery; jedzenie podawano mu przez szparę, a górne okienko zasłonięte było folią. Seredyński dodał, że gdy wiozło go tam CBA, usłyszał: ""Wp........y cię do wydobywczej, to po trzech dniach będziesz śpiewał jak kanarek". Sprawę odroczono do 19 kwietnia, kiedy bez mediów będą omawiane niejawne akta sprawy, po czym zapewne zapadnie wyrok. Od 2011 r. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga prowadzi śledztwo w sprawie nieprawidłowości CBA przy tej akcji. Seredyński - który ma w nim status pokrzywdzonego - żąda ścigania agentów CBA i ich przełożonych za przekroczenie uprawnień, podżeganie do przyjęcia "łapówki" i fałszowanie dowodów. - Zgodnie z prawem CBA powinno było zakończyć operację wobec mnie z chwilą, gdy odmówiłem przyjęcia pieniędzy od agentów - dodał.