Przez trzy lata mężczyzna nie miał już do czynienia z policją. Wystarczyła jednak pierwsza kontrola dokumentów, aby Jacek Nowacki znów trafił do aresztu. Mężczyzna nie ma pretensji do sądu, ma za to pretensje do policji. Twierdzi, że był brutalnie traktowany podczas zatrzymania i później w komisariacie na warszawskiej Woli. Na dodatek, później policjanci mieli na nim wymusić podpisanie protokołu, że nie ma do nich żadnych zastrzeżeń. Mężczyzna twierdzi też, że mimo jego próśb policjanci nie powiadomili o zatrzymaniu ani rodziny, ani adwokata, ani jego kuratora sądowego. Gdyby nie to, że przy zatrzymaniu był brat Nowackiego, nikt nie wiedziałby co się z nim dzieje. Mężczyzna opowiada, że policjanci nie pozwolili mu też wyjaśnić całej sytuacji, tylko odwieźli do aresztu śledczego w Białołęce. Tam zachowanie służby więziennej też pozostawiało wiele do życzenia, szczególnie kiedy Jacek Nowacki zażądał rozmowy z naczelnikiem - który usiłował go zastraszyć. W końcu sprawa wyjaśniła się dzięki uporowi rodziny Jacka Nowackiego. Po trzech dniach zatrzymany wyszedł na wolność. Dostał też dokument, że został aresztowany bezprawnie. Nie usłyszał słowa "przepraszam". Jacek Nowacki przygotował już wniosek do prokuratury. Opisał w nim trzy najgorsze dni swojego życia.