- To nie jest kwestia natury politycznej, to jest problem relacji między pasażerami a linią lotniczą - powiedział dziennikarzom Komorowski. We wtorek wieczorem Rokita został wyprowadzony w kajdankach z samolotu na lotnisku w Monachium. Rokita i jego żona Nelly wyjaśniali, że do zdarzenie doszło, gdy b. poseł przełożył ich płaszcze do innego schowka, ponieważ nie zmieściły się tam, gdzie włożyła je stewardesa. Stewardesa zażądała, by opuścił samolot, a gdy odmówił wezwani zostali policjanci, którzy - według Rokity - w brutalny sposób, zakutego w kajdanki wyprowadzili go z samolotu. Noc Rokita i jego żona spędzili na komisariacie policji. Złożyli już skargę na linie lotnicze. - Nie zamierzam ani tego komentować, ani w jakikolwiek sposób się do tego ustosunkować. Nie mam wiedzy na temat tego, czy państwo Rokitowie lecąc klasą ekonomiczną chcieli skorzystać z uprawnień klasy biznes, czy było odwrotnie - powiedział marszałek Sejmu. W jego ocenie, ze względu na to, że całe zdarzenie dotyczyło polskiego obywatela, sprawą powinien zająć się polski konsulat. Musi on wyjaśnić, "czy nie doszło do jakiejś formy nadużycia uprawnień policyjnych w stosunku do polskiego obywatela, tylko dlatego, że był obcokrajowcem". Komorowski ma nadzieję, że polskiemu konsulatowi uda się wyjaśnić, czy podczas zatrzymania Rokity niemiecka policja nie zachowała się zbyt brutalnie, bo "takie wypadki niewątpliwie się zdarzają". "Nie miejmy żadnych złudzeń, takie rzeczy jak nadgorliwość w stosunku do cudzoziemców zdarzają się wszędzie, także w Polsce. W tym wypadku polski konsulat musi ten aspekt sprawy wyjaśnić, no bo tu chodzi o polskiego obywatela" - podkreślił. Nelli i Jan Rokitowie chcieli wrócić samolotem Lufthansy - klasą ekonomiczną - z Monachium do Krakowa. Nelly Rokita potwierdziła w TVN24, że jej mąż "nie tylko został zakuty w kajdanki, ale też brutalnie został wyprowadzony". Jak tłumaczyła, do zdarzenia doszło po tym, jak jej mąż przełożył ich ubrania do innego schowka, ponieważ nie mieściły się tam, gdzie włożyła je stewardesa. J.Rokita relacjonował, że "starał się garderobę żony ułożyć w odpowiednim miejscu". Następnie - tłumaczył - stewardesa zażądała, by opuścił samolot. Kiedy odmówił, "sprowadzono dość brutalną niemiecką policję ze wszystkimi konsekwencjami". Jak powiedział J.Rokita, później szydzono z niego, wyzywano i usiłowano zastraszyć. "Potem w bardzo dziwnych okolicznościach próbowano ode mnie wyłudzić 8 tys. euro - jakąś astronomiczną zupełnie sumę, którą ci policjanci na posterunku koniecznie chcieli dostać w gotówce i natychmiast". Jego zdaniem, "wszystko to wyglądało dość irracjonalnie i nie przypominało w niczym praworządnego państwa". W relacji rzecznika policji w Monachium Hansa Petera Kammerera, personel samolotu mającego odlecieć do Krakowa wezwał policję, ponieważ pilot uznał, że jeden z pasażerów stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa samolotu i nie chce go opuścić. Po przybyciu policji, kiedy pasażer nie chciał wstać z miejsca, konieczne okazało się użycie siły i doprowadzenie go na komisariat. Jak poinformował rzecznik niemieckiej policji, przeciwko "obywatelowi polskiemu" zostało złożone doniesienie. Chodzi o próbę uszkodzenia ciała i naruszenie ustawy o bezpieczeństwie ruchu lotniczego - wyjaśnił.