W weekend odnaleziono wrak tej jednostki. Znajduje się na głębokości 4572 metrów w pozycji pionowej. Statek nie przełamał się. Znajduje się w okolicy ostatniej znanej pozycji - w pobliżu Crooked Island, w archipelagu Wysp Bahama. Odkrycia dokonał zespół poszukiwawczy z amerykańskiego okrętu "Apache", przy pomocy sonarów. Peter Knudsen z Narodowej Rady Bezpieczeństwa Transportu powiedział, że wrak statku na pewno nie zostanie wydobyty. Byłaby to zbyt trudna i kosztowna operacja. Dodał jednak, że jeśli zostaną zlokalizowane ciała marynarzy, to podjęta zostanie próba wyciągnięcia ich na powierzchnię. Na dno zostaną spuszczone specjalne łodzie i roboty. W pierwszej kolejności śledczy chcą wydobyć czarne skrzynki, które zawierają informacje na temat ostatnich minut rejsu El Faro. Cała operacja w zależności od pogody może potrwać nawet 15 dni. Agnieszka Zdobych, żona zaginionego polskiego marynarza, zastanawia się, dlaczego kapitan statku popłynął "w sam środek huraganu". "To, co by mnie interesowało, jeżeli chodzi o nagrania z czarnej skrzynki, to czy armator naciskał w jakiś sposób na kapitana, żeby on nie zmieniał kursu tego statku. Chciałbym wiedzieć po prostu, dlaczego kapitan wybrał taką drogą. To zastanawia. Dlatego że mieliśmy wcześniej informacje, że kapitan należy do osób, które chowają się między wyspy (w przypadku niekorzystnej prognozy pogody - przyp. red.). Takie dwa sztormy w czasie rejsu mojego męża miały miejsce i za każdym razem ten kapitan chował się między wyspy. A tym razem popłynął w sam środek huraganu. I tego nie możemy zrozumieć" - powiedziała RMF FM Agnieszka Zdobych.Kobieta wciąż wierzy, że jej mąż mógł przeżyć tę katastrofę."Brak łodzi ratunkowych - trzech... Do tej pory nie odnaleziono trzech tratw ratunkowych... Nie ma śladu po nich. To rodzi pytania. Jest wiele rzeczy, które wyrzucane są teraz przez fale na wyspy i to daje nam wciąż nadzieję, że może oni się uratowali. Ponieważ któryś z raportów śledczych mówił o tym, że kiedy kapitan nadawał sygnał, że mają problemy, fale nie były jeszcze takie wysokie. One dochodziły do czterech metrów. I my się zastanawiamy, czy być może załoga już wówczas się nie ewakuowała, bo przy takich warunkach jest na pewno łatwiej podjąć próbę ratunku niż przy 15-metrowych falach i takim silnym wietrze" - analizuje żona Rafała Zdobycha. "Chciałabym, zresztą nie tylko ja, bo tutaj jedna z polskich żon też wystosowała e-maila do strony amerykańskiej, żeby sprawdzić jeszcze raz te wyspy, które są bezludne. Bo tam, gdzie mieszkają ludzie, to wiadomo, że zawsze znajdzie się ktoś, kto udzieli pomocy. Na bezludnych wyspach takiej pomocy nasi mężowie mogą nie otrzymać. To jest też coś, co nie daje nam spokoju. W momencie, gdyby się okazało, że ciała są we wraku, to już byśmy nie naciskały na poszukiwania ich" - zaznacza Agnieszka Zdobych.