Zaskakujący zwrot na lewicy. Chodzi o wybory do Sejmu w 2027 roku
Rozpad klubu parlamentarnego Lewicy zakończył kilkuletnią współpracę Nowej Lewicy z Razem. Jak dowiaduje się jednak Interia, może to być stan przejściowy. We władzach Nowej Lewicy nie wykluczają ponownego połączenia sił przy okazji wyborów parlamentarnych w 2027 roku. Największa lewicowa formacja w Polsce stawia jednak Adrianowi Zandbergowi i spółce pewne warunki.
- Na dzisiaj tej koalicji nie ma. Razem wyszło z koalicyjnego klubu Lewicy. W klubie jest Nowa Lewica, PPS i Unia Pracy, ale nie ma Razem - mówi Interii jeden z parlamentarzystów Lewicy, którego pytamy o status lewicowej koalicji z formacją Adriana Zandberga.
- Daliśmy jasny sygnał, że jeśli nie poprą budżetu, którego ten rząd jest autorem, pierwszego w pełni "naszego" budżetu, to będzie jednoznaczne z tym, że nie chcą kontynuować tej koalicji - dodaje inny z naszych rozmówców, członek kierownictwa Nowej Lewicy.
Przerzucanie się winą
Inaczej sprawę rozstania i jego powody widzą w partii Razem. Mówił o tym zresztą w niedawnym wywiadzie dla Interii Adrian Zandberg. Współprzewodniczący Razem winą za rozłam w klubie parlamentarnym Lewicy obarcza kolegów i koleżanki z Nowej Lewicy.
- Rok temu umówiliśmy się na prostą zasadę: każda partia samodzielnie decyduje o swoich głosowaniach. Władze Nowej Lewicy chciały złamać tę zasadę i narzucić nam dyscyplinę. Oczekiwano od nas, że mamy głosować za budżetem niezależnie od tego, co w nim jest, niezależnie od tego, jak mocno uderza w ludzi - przypomniał Zandberg.
I dodał: - Ja tak polityki nie uprawiam. Nie przyszedłem do polityki, żeby znaleźć fajną robotę i siedzieć cicho, tylko dlatego, że są sprawy, w które wierzę. I tych spraw, w które wierzę i które obiecałem wyborcom, nie odpuszczę. Nie zdradzę moich wyborców.
Kiedy jego wersję cytujemy naszym rozmówcom z kierownictwa Nowej Lewicy, reagują pobłażliwym uśmiechem. - Adrian trochę przekręca fakty, ale to zrozumiałe, bo muszą teraz dorobić jakąś ideologię do wyjścia z klubu Lewicy - mówi nam ważny polityk Nowej Lewicy. Dopytywany o szczegóły ustaleń dotyczących głosowań twierdzi, że każdy z koalicjantów miał wolność w podejmowaniu decyzji odnośnie spraw światopoglądowych oraz mniej istotnych dla przyszłości rządu głosowań.
Nie wyobrażam sobie, żeby Nowa Lewica, która jest umocowana w rządzie i ma swój klub parlamentarny, która jest realną siłą polityczną i strukturalną, popierała kandydata albo kandydatkę Razem
~ Poseł Lewicy
- W sprawach fundamentalnych dla funkcjonowania koalicji rządzącej już na początku daliśmy jasny sygnał, że będziemy oczekiwać poparcia. Budżet jest najważniejszą ustawą w całym roku, bo od jej uchwalenia zależy być albo nie być rządu. Dlatego tak, oczekiwaliśmy tutaj poparcia Razem - relacjonuje nasze źródło. Na koniec podkreśla: - Dla PPS czy Unii Pracy było to zrozumiałe, tylko dla Razem stanowiło to problem.
Prezydenckie negocjacje na lewicy
Chociaż relacje między obiema formacjami są aktualnie napięte, ani jedna, ani druga strona nie wykluczają rozmów w sprawie wyłonienia wspólnego kandydata albo kandydatki całej lewicy w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Pisaliśmy o tym zresztą na łamach Interii.
To właśnie od wyniku rozmów pomiędzy Nową Lewicą i Razem zależy, kiedy Lewica zaprezentuje swojego kandydata albo kandydatkę. Pierwotnie konwencja, na której miało dojść do ogłoszenia nazwiska, była planowana na 7 grudnia. Wtedy jednak Koalicja Obywatelska zamierza przedstawić swojego kandydata w przyszłorocznych wyborach. Starcie na konwencje z największą partią w rządzie byłoby bezsensowne i skazane na porażkę.
Dlatego, jak dowiaduje się Interia, nowym terminem jest 14 grudnia. Jeśli jednak negocjacje z Razem (albo innymi formacjami lewicowymi) się przeciągną, Lewica swojego kandydata albo kandydatkę może pokazać nawet dopiero w pierwszej połowie stycznia. - Jeśli będzie szansa na wyłonienie jednego kandydata albo kandydatki dla całej lewicy, to te dwa, może trzy tygodnie nie zrobią różnicy - tłumaczy nam polityk z kierownictwa Nowej Lewicy.
Jak pisaliśmy na łamach Interii, w Nowej Lewicy aktualnie w grze pozostają już tylko trzy nazwiska. To wicemarszałkini Senatu (i do niedawna współprzewodnicząca Razem) Magdalena Biejat, minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk oraz wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski. O ile dwie pierwsze kandydatury są znane i dyskutowane od wielu tygodni, o tyle wejście do gry wicepremiera Gawkowskiego to nowina z ostatnich dni.
Kogo ze swojej strony w wyścigu prezydenckim widziałoby Razem w sytuacji, gdy Magdalena Biejat jest już poza partią? W rozmowie z Interią Adrian Zandberg nie chciał zdradzić ani nazwiska, ani daty prezentacji kandydata lub kandydatki. - O tym partia zdecyduje we właściwym czasie - uciął temat współprzewodniczący Razem. I dodał: - Większość sił politycznych nie podjęła jeszcze swoich decyzji i nie jest to przypadek. Jest czas. Tak długiej kampanii, jaka była w 2020 roku, długo już w Polsce nie będzie. Na stole jest wiele wariantów. Kto wie, może Nowa Lewica poprze kandydata Razem?
Na ten ostatni scenariusz trudno jednak liczyć. W żołnierskich słowach komentuje to jeden z posłów Lewicy, którego pytamy o taki wariant. - To tak, jakby Koalicja Obywatelska miała poprzeć kandydata Nowoczesnej, Zielonych albo Inicjatywy Polska. Absurd - śmieje się. - Nie wyobrażam sobie, żeby Nowa Lewica, która jest umocowana w rządzie i ma swój klub parlamentarny, która jest realną siłą polityczną i strukturalną, popierała kandydata albo kandydatkę Razem - dodaje już całkiem poważnie.
Separacja, a nie rozwód?
Wynik rozmów nad wyłonieniem jednego reprezentanta całej lewicy w wyborach prezydenckich jest tym ważniejszy, że może zaważyć na klimacie relacji między Nową Lewicą i Razem na pozostałą część kadencji. A być może nawet na formule startu całego bloku w wyborach parlamentarnych w 2027 roku.
Po rozłamie w klubie Lewicy wydawało się, że Razem obrało kurs na "polityczną kanapę" i ma nikłe szanse na utrzymanie się w wielkiej, ogólnopolskiej polityce po 2027 roku. Rzecz w tym, że także i ten kij ma dwa końce. Na jego drugim końcu jest natomiast Lewica, której sondaże wcale nie pozwalają spać spokojnie. Zwłaszcza po rozwodzie z Razem.
Będziemy chcieli się dogadywać. Nadal uważamy, że nie mamy za co atakować partii Razem i obrzydzać ich ludziom. Dla nas nie ma wroga na lewicy
~ Ważny polityk Nowej Lewicy
W październiku Lewica notowała średnio 8 proc. poparcia, czyli dokładnie tyle, ile wynosi próg wyborczy dla komitetów koalicyjnych. Osobny start, nienotowanej na razie w sondażach i pozbawionej subwencji budżetowej, partii Razem to z kolei ryzyko, że z tych 8 proc. ubędzie 1-2 pkt proc. To natomiast grozi powtórką z sytuacji z 2015 roku, kiedy lewicowej koalicji zabrakło jedynie 0,45 proc., żeby znaleźć się w Sejmie. Razem ma więc w rękach ważną kartę atutową, z której formacja Włodzmierza Czarzastego i Roberta Biedronia jest świadoma i nie lekceważy.
To w końcu dokładnie ten sam dylemat, który przez lata po drugiej stronie sceny politycznej miał Jarosław Kaczyński. Prezes Prawa i Sprawiedliwości bardzo obawiał się powstania i zyskania na popularności innej prawicowej formacji, która pokrzyżowałaby tym samym plany PiS-u na powrót do władzy bądź utrzymanie się przy niej.
W Nowej Lewicy o rozstaniu z Razem mówi się jednak bardziej jak o separacji niż rozwodzie. Nikt nie przekreśla szans na przyszły dialog. - Będziemy chcieli się dogadywać - zapewnia Interię ważny polityk Nowej Lewicy. - Nadal uważamy, że nie mamy za co atakować partii Razem i obrzydzać ich ludziom. Dla nas nie ma wroga na lewicy - podkreśla nasz rozmówca.
On i inni politycy Nowej Lewicy, z którymi rozmawiamy, mówią, że Nowej Lewicy i Razem nie dzieli przepaść jak Platformy i PiS-u, więc wspólne rozmowy czy nawet wspólny start w kolejnych wyborach to nie scenariusz z gatunku political fiction. Rzecz w tym, że największa z lewicowych partii stawia mniejszym partnerom pewne warunki brzegowe.
- Jeśli Razem będzie zachowywać się w stosunku do nas fair, jak zresztą obiecuje, nie będzie nas na siłę atakować, żeby się odróżnić i nie staniemy się dla nich z dnia na dzień wrogiem większym niż PiS, to nadal wszystko jest w grze i za 2,5 roku pewnie będziemy chcieli się dogadać przed wyborami - tłumaczy nasze źródło w kierownictwie Nowej Lewicy. - Lewica robi najlepsze wyniki, kiedy startuje wspólnie. Przerobiliśmy to, mamy dowody, nie ma co szkodzić samym sobie - dodaje.
Mówi jeden z posłów Nowej Lewicy: - W polityce trzeba unikać słów "nigdy" i "zawsze", bo one są groźne i mogą się obrócić przeciwko ich autorowi. Razem chyba też musi na własnej skórze przekonać się, jak funkcjonuje się w opozycji do demokratycznych partii parlamentarnych i wyciągnąć wnioski ze swojej nowej sytuacji.
Politycy Nowej Lewicy mają przy tym świadomość, że jako największa formacja lewicowa to oni są odpowiedzialni za wynik całej lewicy i to na nich spadnie miażdżąca fala krytyki, gdyby lewicy zabrakło w przyszłej kadencji parlamentu. - Nasi wyborcy oczekują, że będziemy do różnych kwestii podchodzić z większą cierpliwością i doświadczeniem - słyszymy we władzach Nowej Lewicy.
Wszyscy nasi rozmówcy zaznaczają jednak, że przy rozmowach o ewentualnym wspólnym starcie z Razem kluczowe będą polityczne okoliczności w 2027 roku. Zwłaszcza to, jak silna będzie prawica i skrajna prawica, a co za tym idzie - jak realny będzie powrót PiS-u do władzy. Jest jednak końcówka 2024 roku - podkreślają nasi rozmówcy - i na ten moment rozstanie było najlepszą opcją dla obu ugrupowań.
- Ludzie mieli już dość tego dysonansu na lewicy. Nasi wyborcy nie wiedzieli, która lewica jest która, brakowało w tym wszystkim spójności i przejrzystości. To nie mogło tak dalej funkcjonować - konstatuje jeden z ważnych polityków Nowej Lewicy.
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!