ONR-owiec twierdzi, że pobili go antyfaszyści. Mężczyznom grozi do 3 lat więzienia. Jak poinformowała w poniedziałek PAP rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Małgorzata Klaus, pięciu mężczyznom postawiono zarzuty udziału w pobiciu. Dodała, że tylko jeden przyznał się do pobicia. Do zdarzenia doszło w sobotę pod jednym z wrocławskich centrów handlowych. Członkowie ONR przyjechali do Wrocławia niemal z całego kraju, aby - jak opowiadali PAP - uczcić ofiary Katynia. W drodze spod dworca na miejsce zbiórki pod Pomnik bpa Bolesława Kominka przy Ostrowie Tumskim jeden z Narodowców został pobity przez - jak zeznał policji - antyfaszystę. Wojciech Wybraniec z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu opowiadał tuż po zdarzeniu, że pobity mężczyzna został przewieziony do szpitala, ale po opatrzeniu niegroźnych ran, wypuszczono go. - Mężczyzna złożył zeznania na policji i poszedł do domu - mówił wtedy Wybraniec. Ostatecznie narodowcy rozpoczęli swoją manifestację na Ostrowie Tumskim, tak jak planowali. Ale pikieta była legalna jedynie przez 5 minut. Dyrektor jednego z wydziałów wrocławskiego Urzędu Miejskiego uprzedził narodowców, że jeśli pikieta nie będzie przebiegać zgodnie z jej wcześniejszymi założeniami, zostanie rozwiązana. Tak też się stało w chwilę po tym, jak kordon policji musiał odgradzać narodowców od antyfaszystów, którzy przyszli sprzeciwić się - jak wyjaśnili - głoszeniu haseł faszystowskich i ksenofobicznych przez ONR i członków Narodowego Odrodzenia Polski (NOP). Policja wezwała wszystkich do rozejścia się. Posłuchali jedynie antyfaszyści. Narodowcy usiłowali dalej demonstrować, chcieli przejść ulicami miasta do Rynku. Ostatecznie policja zamknęła ich w szczelnym kordonie i rozpoczęła zwożenie ponad 200 narodowców na wrocławskie komendy. Cała akcja trwała kilka godzin. Wszyscy zatrzymani usłyszeli zarzuty naruszenie przepisów ustawy o "Prawie o Zgromadzeniach Publicznych". Grozi im do 5 tys. grzywny.