Maciej Manicki kandydować na szefa SLD teoretycznie nie może, bo zawiesił swoje członkostwo w partii. Wprawdzie odwiesić je łatwo, ale jest jeszcze potrzebna jest jeszcze pozytywna weryfikacja macierzystego koła. Ponadto Manicki nie jest delegatem na sobotnią konwencję Sojuszu. W kręgach SLD nie brakuje jednak opinii, że statut partii kandydatury Manickiego kategorycznie nie przekreśla. - Moja interpretacja jest taka, że każdy członek partii może kandydować - uważa śląski baron Zbyszko Zaborowski. Większość partyjnych towarzyszy zapowiedź Manickiego traktuje jak kiepski żart. Ale czy to wypada naśmiewać się z rządzącej partii, która ledwo zipie? - Sytuacja jest bardzo, bardzo poważna. I Maciek Manicki też jest poważnym człowiekiem, nie żartował z SLD, ale być może żartował z atmosfery, jaka się wytworzyła w dyskursie publicznym wokół tych wyborów - ocenia Jolanta Banach. Jeszcze inną teorię ma Marek Dyduch. - Myślę, że ktoś go podstawił, ale państwo pytajcie sami kto - stwierdził tajemniczo. Według Leszka Millera zapowiedź Manickiego traktować należy w tonacji przyjacielskiego żartu. Żartobliwie wyglądają też deklaracje innych kandydatów. Marek Dyduch będzie kandydował, jeżeli nie zrobi tego Krzysztof Janik. Janik się waha. Niezdecydowani są także Jolanta Banach i Józef Oleksy. Pewniakiem jest za to Andrzej Celiński. Ze startu wycofali się z kolei ministrowie: obrony - Jerzy Szmajdziński i rolnictwa - Wojciech Olejniczak.