W położonej na południu miasta dzielnicy protestujący podpalili minionej nocy dwie szkoły i kilkanaście samochodów. Strażakom udało się opanować pożary. Osiem osób zostało aresztowanych. Szwedzkie siły porządkowe twierdzą, że sytuacja powoli wraca do normy. - Tylko kiedy coś się dzieje, wkraczamy do akcji, żeby przywrócić porządek - mówi komendant szwedzkiej policji Mats Loefving. Najgorzej było w niedzielę, kiedy wybuchły zamieszki. Demonstranci spalili wtedy ponad sto samochodów. Do protestów doszło tydzień po tym, jak policjanci śmiertelnie postrzelili 69-latka. Mężczyzna awanturował się i groził im maczetą. Wszystko dzieje się w dzielnicach, w których 80 procent mieszkańców to imigranci z Somalii, Turcji i z Bliskiego Wschodu. - Te dzieciaki, które tu mieszkają, nie mają ani pracy, ani wykształcenia. Właśnie dlatego dochodzi do zamieszek - mówi jeden z mieszkańców dzielnicy Husby. Sytuację na miejscu próbują uspokoić także pracownicy socjalni, którzy starają się rozmawiać z bezrobotnymi imigrantami. Szwecja ma opinię kraju w którym imigrantom udało się zasymilować z miejscowym społeczeństwem. Ocenia się, że przybysze z innych krajów stanowią 15 procent populacji Szwecji.