Policja nie chciała wpuścić dziennikarzy z telefonami komórkowymi, mimo że sąd zgodził się na ich wniesienie. Rzecznik sądu tłumaczy, że zawiodła komunikacja między policją a sądem, choć szczegółów nie zna. Sędzia Ewa Leszczyńska Furtak przyznaje jednak, że z informacji, które posiada, wynika, że rzeczywiście sąd pozwolił dziennikarzom wnieść telefony. Dlaczego policja te decyzje kwestionowała? - O wyjaśnienie tych powodów zwrócimy się do Komendanta Policji Sądowej - przekazała sędzia Furtak. Proces ruszył pod koniec listopada. Dziś odbyła się pierwsza jawna rozprawa, która mogła się toczyć z udziałem publiczności. Wiadomo, że gen. Bielawny jako oskarżony nie przyznał się do postawionych mu zarzutów, za które grozi do pięciu lat więzienia. Zapowiadał wcześniej, że będzie odpowiadał tylko na pytania sądu i swego obrońcy, a nie na pytania prokuratury. Podstawą do zarzutów były ustalenia dwóch biegłych, według których m.in. sposób organizacji i realizacji działań ochronnych był niezgodny z zasadami i pracą BOR. Według ich wniosków, Bielawny odpowiada m.in. za "świadome odstąpienie" od rozpoznania przez BOR lotniska w Smoleńsku. Chodzi m.in o nieobecność BOR na nim oraz niesprawdzenie tras przejazdu prezydenta.