Kwaśniewska przekazała im czerwoną różę, rozmawiała z uczestniczkami protestu pytając o samopoczucie. Dodała, że śledzi protest od rana w relacjach telewizyjnych. - Tym kobietom należy się szacunek. Nie ma ważniejszych spraw, niż takie sprawy - mówiła dziennikarzom. Zaznaczyła, że potrzebne są rozmowy. - Kobiety pracujące na oddziałach intensywnej terapii zarabiają po 800, po 900 zł. Ja w tych szpitalach bywałam przez 10 lat. Ta sytuacja jest nierozwiązana przez tyle lat. Basta. Koniec - zaznaczyła. Jak podkreśliła, "nie może być tak, że podwyżki dotyczą wszystkich innych, a nie dotyczą tych ludzi, którzy będą przy naszych łóżkach w przyszłości". W jej ocenie należy się "więcej szacunku i powagi dla tak ciężkiego zawodu, bo inaczej wszystkie pielęgniarki wyjadą i będziemy sami się obsługiwali". We wtorek ulicami Warszawy przeszła kilkutysięczna manifestacja pracowników służby zdrowia. Po jej zakończeniu, kilkadziesiąt pielęgniarek rozpoczęło pikietę na jezdni przed kancelarią premiera. W środę rano policja usunęła pielęgniarki z jezdni. Kobiety nie zaprzestały protestu i kontynuują go na chodniku i trawniku. Przyłączają się do nich kolejni pracownicy służby zdrowia. Przyjazd zapowiedziały pielęgniarki z różnych regionów kraju. Pielęgniarki w środowym zgłoszeniu do warszawskiego urzędu miasta wyraziły zamiar protestowania przed kancelarią premiera do 27 czerwca.