W Tatrach zakończyły się trzy akcje ratownicze prowadzone przez TOPR-owców. Ratownikom udało się bezpiecznie sprowadzić w doliny turystów, którzy po załamaniu pogody utknęli wysoko w górach. Dziewięć osób nie mogło powrócić z wysokości około dwóch tysięcy metrów z Kościelca, Przełęczy Koziej i Granackiej. Wybrali się tam mimo, że prognozy ostrzegały przed możliwością nagłej zmiany warunków. Turystów z Kościelca przetransportowano śmigłowcem, resztę TOPR-owcy sprowadzili pieszo. Ratownicy dziwią się jednak, że wybrali się oni tak wysoko. Załamanie pogody było do przewidzenia, wszystkie prognozy o tym trąbiły, ale mimo wszystko paru śmiałków utknęło w Tatrach - mówi reporterowi RMF FM ratownik dyżurny TOPR-u Marcin Józefowicz. - Chyba najpoważniejsza rzecz to na Kościelcu. Zasłabnięcie z tłem odwodnienia, hipotermii - mówił reporterowi RMF FM dyżurny TOPR-u Marcin Józefowicz. Reporter RMF dodzwonił się do jednego z turystów w czasie trwania akcji ratunkowej: - Sytuacja nie jest najlepsza. pada deszcz, jest dosyć zimno. Padał nawet grad. To już wyglądało całkiem fatalnie, teraz się polepszyło. Może być kłopot z zejściem o własnych siłach, bo kolegę poraził piorun i boli go bardzo ręka. Nie możemy go zostawić, musimy czekać - relacjonował turysta w oczekiwaniu na ratunek. - Nie jestem już na górze, gdzie wieje, leje. Było cały czas pochmurnie. Gdy weszliśmy wysoko doszło do gwałtownego załamania pogody. Momentalnie zaczęło lać, oberwanie chmury. Przemoczenie butów, spodnie. Teraz jesteśmy na dole i jesteśmy szczęśliwi jak nigdy w życiu - powiedział reporterowi RMF FM jeden z turystów.