Na czym by tu jeszcze oszczędzić? - zastanawia się dziś niejeden Polak. - Mój mąż wymyślił metodę: ładuje w pracy powerbank, a w domu podłącza do niego telefon - opowiada nam pani Aleksandra. Sprytne? Są sprytniejsi, czyli tacy, którzy wprowadzili zakazy ładowania prywatnych urządzeń elektronicznych w pracy. Jak mówi Interii posłanka Lewicy Daria Gosek-Popiołek, docierają do niej sygnały od pracowników, przede wszystkim samorządów, że taki zaraz jest wprowadzany. - Mniej lub bardziej oficjalnie zabrania się ładowania prywatnych telefonów w pracy - dodaje. Przypomnijmy, że na jednostki sektora finansów publicznych (czyli urzędy, sądy, uczelnie publiczne itd.) nałożono ustawowy obowiązek oszczędzania energii. Dotyczy on okresu od 1 grudnia 2022 do końca 2023 roku i zakłada zmniejszenie zużycia energii o 10 proc. Jak oszczędzać energię elektryczną w firmie? Proste kroki do niższych rachunków Gniazdka elektryczne pod specjalnym nadzorem Jedną z instytucji, która postawiła na zakaz ładowania prywatnych telefonów w miejscu pracy, jest Sąd Okręgowy w Katowicach. Gniazdka elektryczne są tam pod specjalnym nadzorem. Niecodzienną sytuację opisał mec. Maciej Sawiński. "Miałem (...) dostać zdjęcia akt z SO w Katowicach, ale było ich tak dużo, że osobie, która fotografowała, rozładował się telefon. Okazało się, że z uwagi na oszczędności, osoby fotografujące akta mają zakaz podłączania telefonów do prądu" - relacjonował w mediach społecznościowych. Rzecznik Sądu Okręgowego w Katowicach sędzia Marian Zawała w rozmowie z Interią potwierdza, że taki zakaz wprowadzono. Zaznacza jednocześnie, że dotyczy on przede wszystkim pracowników. - Rzeczywiście kierownictwo sądu zarządziło, by prywatnych telefonów nie ładować w pracy, czyli nie zasilać ich energią, za którą de facto użytkownik nie płaci - mówi nam Marian Zawała i zaznacza, że obostrzenia nie dotyczą służbowego sprzętu. W katowickim sądzie - jak słyszymy - pracuje ponad 500 osób. Czy wielu z nich prywatne telefony ładowało w pracy? Pytamy o skalę zjawiska i jakie oszczędności takie zarządzenie miałoby sądowi przynieść. - Tego dokładnie nie wiem - przyznaje rzecznik. Zakaz ładowania telefonu w pracy. Ile można zaoszczędzić? Wątpliwości rozwiewa analityk ds. energetyki Jakub Wiech. - Jeżeli nie ma patologicznych sytuacji, kiedy pracownicy masowo przynoszą do pracy wszelkie możliwe urządzenia elektryczne do ładowania, to taki zakaz nie przyniesie dużych oszczędności - mówi w rozmowie z Interią. Jak zauważa, więcej można zaoszczędzić w inny sposób, przykładowo manewrując oświetleniem albo inwestując w inne rodzaje lamp, np. ledowe, które są nawet o 75 proc. bardziej oszczędne niż klasyczne żarowe żarówki. - Należy też rozważyć lepszą gospodarkę większymi urządzeniami, takimi duże drukarki, niszczarki, komputery, które mają zdecydowanie większy pobór mocy niż ładowarki do telefonów. Na pewno warto też dbać o nawyki, żeby oszczędzanie energii stało się dla nas naturalne. I tak na przykład, gotując wodę na herbatę, warto zagotować ją dla kilku osób na raz - zaznacza. - Moc zainstalowana ładowarek do telefonów czy tabletów to maksymalnie kilkadziesiąt watów. Dla porównania pobór mocy drukarki może sięgnąć kilkuset watów, a czajnik elektryczny dysponuje mocą 2 tys. watów - dodaje Wiech. Ile dokładnie kosztuje ładowanie telefonu? Spójrzmy na wyliczenia PGNiG. Przyjęto w nich uśrednioną stawkę za kilowatogodzinę: 0,69 zł. I tak ładowanie telefonu przez jedną godzinę dziennie (przy założeniu, że pobór to około 6,8 W) to zużycie energii elektrycznej na poziomie 0,0068 kWh. Przekłada się to na koszt 0,0046 zł. Zatem rocznie codzienne ładowanie telefonu przez godzinę dziennie kosztuje nas 1,68 zł. A wspomniany czajnik elektryczny? Założono, że używa się go kilka razy dziennie, w sumie przez 20 minut. Moc czajnika to średnio 2000 W, zatem dziennie zużywa on 0,66 kWh, co kosztuje 0,45 zł. W ciągu roku czajnik elektryczny zużywa 240 kWh, za co trzeba zapłacić 164,25 zł. Zatem przy tych założeniach używanie czajnika jest blisko 100 razy droższe niż ładowanie telefonu. Zakaz ładowania telefonu w pracy a prawo A jak to wygląda z prawnej strony? Prof. Jacek Męcina z Uniwersytetu Warszawskiego, prawnik, specjalista z zakresu prawa pracy i doradca Zarządu Konfederacji Lewiatan nie kryje zaskoczenia, gdy mówimy mu o przypadkach zakazu ładowania prywatnych telefonów w pracy. Jak jednak zaznacza, "od strony zupełnie teoretycznej" można stwierdzić, że pracodawca ma prawo chronić swój majątek. - Nie ma tu prostej regulacji prawnej. Uważam jednak, że w przypadku ładowania telefonów komórkowych taki zakaz jest nonsensowny. Po pierwsze, przynosi niewielkie oszczędności. Po drugie, wykorzystywanie telefonu komórkowego jest dziś tak powszechne, że wielu osobom zdarza się go użyć - choćby incydentalnie - do celów służbowych - kwituje.