Zakaz aut spalinowych. Konfederacja poczuła krew i ruszyła do ataku
Konfederacja, Solidarna Polska czy PSL krytykują UE i polski rząd za zakaz rejestracji aut spalinowych od 2035 roku. Platforma wybrała milczenie, a PiS broni się, że rząd robił, co mógł w tej sprawie. - Sugestie, że sami mamy dmuchać pod wiatr, podczas gdy polityka klimatyczna jest w Unii Europejskiej traktowana niemal jak religia, jest mrzonką i całkowitym niezrozumieniem tego, jak Unia funkcjonuje - tłumaczy Interii Zbigniew Kuźmiuk, europoseł PiS.
Zakaz aut spalinowych ma zacząć obowiązywać w krajach Unii Europejskiej za 12 lat. Od 2035 roku w krajach Unii Europejskiej nie będzie można rejestrować nowych samochodów osobowych i dostawczych z silnikami spalinowymi. We wtorek rozporządzenie, określające bardziej rygorystyczne normy emisji CO2 dla nowych aut spalinowych przyjęła Rada Unii Europejskiej. Polska, którą na Radzie reprezentowała minister klimatu i środowiska Anna Moskwa, głosowała przeciwko temu rozwiązaniu.
Losy zakazu ważyły się do ostatniej chwili. Sprzeciw zgłosiły bowiem Niemcy, domagając się wprowadzenia wyjątku dla sprzedaży aut z silnikami, napędzanymi przez tzw. paliwo ekologiczne (czyli neutralne pod względem emisji CO2). W wyniku negocjacji prowadzonych na linii Bruksela-Berlin w ostatniej chwili do rozporządzenia dodano punkt dotyczący e-paliw, na którym zależało stronie niemieckiej.
- Nietransparentne i nieformalne dyskusje, gdzie Niemcy forsują rozwiązania korzystne głównie dla swojego rynku, pokazuje, że nie ma to nic wspólnego ze sprawiedliwą transformacją - komentowała z Brukseli minister Anna Moskwa, dodając, że to rynek i społeczeństwa powinny decydować o wyborze technologii na kolejne dekady, a nie "przymus Unii Europejskiej".
Przeciw zakazowi zagłosowała jedynie Polska. Włosi ostatecznie wstrzymali się od głosu, podobnie jak Bułgaria i Rumunia. Wszystkie pozostałe państwa były za.
Rząd ma problem z unijną decyzją. Premier Mateusz Morawiecki podkreśla dziś, że to na jego wyraźne polecenie minister Moskwa była przeciw zakazowi aut spalinowych.
Jednak politycy innych partii natychmiast zaczęli przypominać, że ten zakaz to konsekwencja polityki klimatycznej Unii Europejskiej, na którą zgodził się premier Morawiecki, między innymi wycofując swoje weto na szczycie Rady Europejskiej w 2020 roku, co otworzyło drzwi dla projektów takich jak głośny "Fit for 55".
- Sugestie, że sami mamy dmuchać pod wiatr, podczas gdy polityka klimatyczna jest w Unii Europejskiej traktowana niemal jak religia, jest mrzonką i całkowitym niezrozumieniem tego, jak Unia funkcjonuje - mówi Interii Zbigniew Kuźmiuk, europoseł PiS przypominając, że podczas szczytu z grudnia 2020 roku, zanim Polska wycofała swoje weto, ponad 10 godzin trwały nocne negocjacje, podczas których premier Morawiecki jako jedyny blokował zapisy o klimacie.
Ostatecznie premier wycofał weto w zamian za zapisy o korzystniejszym dla Polski podziale środków z Funduszu Modernizacyjnego, a w pisemnych wnioskach szczytu pojawiło się zapewnienie, że kluczowe decyzje dotyczące emisji CO2 będą zapadać na forum Rady Europejskiej, gdzie decydują premierzy, a nie unijni urzędnicy.
- Premier Morawiecki mógł zawetować swoim jednym głosem zwiększenie ograniczeń w limitach CO2 w Unii. Nie zrobił tego. W efekcie w ubiegłym roku na szczycie klimatycznym zaproponowano zakaz sprzedaży samochodów spalinowych od 2035 roku. Znów bez sprzeciwu polskiego rządu (...) - przekonywał na konferencji w Sejmie Konrad Berkowicz, poseł Konfederacji. W tym kierunku idzie cała narracja Konfederacji.