- Nie było żadnej chwili, w której pacjenci czekaliby na pomoc lekarza lub na transport do szpitala - powiedział dziś rzecznik KHW, Ryszard Fedorowski. Na dowód tego przytoczył dokładne czasy przybywania lekarzy i karetek oraz informowania o wypadku kolejnych służb kryzysowych i ratowniczych. Fedorowski przypomniał, że do wypadku doszło w piątek o godz. 10.11. Jak powiedział o 10.30, gdy wszyscy poszkodowani byli jeszcze pod ziemią, a skala tragedii nie była jeszcze dokładnie znana, na powierzchni była już w gotowości kopalniana karetka z lekarzem. - O 10.36 do punktu medycznego przybył drugi lekarz, a minutę później - kolejny. Oznacza to, że w czasie, gdy poszkodowani byli jeszcze transportowani na powierzchnię, czekała tam na nich karetka i trzech lekarzy - powiedział rzecznik. O 10.50 - według relacji Fedorowskiego - o wypadku powiadomiony został wojewódzki sztab kryzysowy, który uruchomił dalsze procedury, w tym wzywanie na miejsce kolejnych karetek. Pierwsi poszkodowani wyjechali na powierzchnię o 10.55 i byli na bieżąco opatrywani przez trzech lekarzy. Jak powiedział rzecznik, równolegle do wyjazdu pierwszych górników, o 10.55, do kopalni dotarła pierwsza karetka z Rudy Śląskiej, a od 11.00 zaczęły przyjeżdżać kolejne z Chorzowa, Bytomia, Zabrza i Katowic. Według Fedorowskiego, opatrywanie i transport rannych odbywał się na bieżąco i nie było tu opóźnień, które mogłyby pogarszać stan poszkodowanych. Na miejsce przybyły też śmigłowce lotniczego pogotowia. O tym, że karetki pogotowia zostały wezwane na pomoc dopiero 40 minut po wypadku w kopalni "Wujek-Śląsk" poinformował wczoraj program TVN "Uwaga". Jego dziennikarze ustalili, że pogotowie wezwanie odnotowało dopiero o 10.53. Według "Uwagi", koordynator akcji, dr Michał Świerszcz, dotarł do kopalni wraz z ekipą ratunkową o godzinie 11.02. - Skierowano nas do punktu opatrunkowego. Na pierwszy rzut oka było tam już 15 poszkodowanych osób. (...) Byli w bardzo ciężkim stanie - opowiadał w TVN. Jak podała "Uwaga", lekarze podzielili kilkunastoosobową grupę na mniej i bardziej rannych, następnie wezwali posiłki. W krótkim czasie było na miejscu 10 zespołów. Ostatecznie przybyło ich 18. Koordynator akcji zaznaczył jednak, że nie potrafi jednoznacznie ocenić, czy tak długi czas od momentu wypadku do wezwania pogotowia, wpłynął na akcję ratunkową. Na wyjaśnienia dotyczące domniemanych opóźnień w wezwaniu karetek do kopalni czeka premier Donald Tusk. - Z całą pewnością pierwsza rzecz - tu wyjaśnienia będę oczekiwał w najbliższym możliwym terminie - to kwestia wezwania z tym czterdziestominutowym, chyba mogę powiedzieć, opóźnieniem karetek. To jest sytuacja, która domaga się natychmiastowego wyjaśnienia - oświadczył dziś szef rządu w TVN24. Jak mówiła krótko po katastrofie minister zdrowia Ewa Kopacz, pierwsze zespoły ratownicze przybyły na miejsce wypadku 9 minut po zgłoszeniu, a śmigłowce wyruszyły po 3 minutach od wezwania. Jak podawano wcześniej, w akcji ratowniczej uczestniczyło w sumie ponad 30 karetek z całego woj. śląskiego oraz pięć śmigłowców. W wyniku zapalenia i wybuchu metanu w kopalni "Wujek-Śląsk" zginęło 14 górników, a 40 zostało rannych. Stan części z nich jest ciężki. Zobacz również: Premier żąda wyjaśnień ws. opóźnienia karetek