W 2018 roku podczas pobytu w szpitalu pani Joanna dowiedziała się, że na jej dane zostały zaciągnięte pożyczki. Okazało się, że kredyty miała zaciągać jej synowa, która nazywa się tak samo. Używając peselu oraz serii i numeru dowodu osobistego swojej teściowej zaciągnęła w parabankach przez internet 11 pożyczek na kwotę 40 500 złotych. Pożyczki na teściową. "Ma tak samo na imię jak ja, wykorzystała to" - Wykorzystała to, że się tak samo nazywamy. Ma tak samo na imię jak ja, a po ślubie wzięła nazwisko syna, więc dane miałyśmy identyczne. Nie mam pojęcia, skąd wykradła mój pesel. Ja do tej pory nie mogę zrozumieć, jak można coś takiego zrobić komuś bliskiemu, mimo wszystko z rodziny - mówi pani Joanna. Synowa mieszkała u pani Joanny. Policjanci przeszukali jej pokój, zabezpieczyli dokumentację, która świadczyła o tym, że miała zamiar wyłudzić więcej pożyczek. Kredyty chciała zaciągnąć także na innych członków rodziny. Teraz synowa przebywa za granicą. - Zadałam pytanie, niejednokrotnie, "do czego te pieniądze ci były dziewczyno potrzebne?", nie uzyskałam żadnej odpowiedzi, absolutnie. Był taki uśmiech na twarzy, wręcz szyderczy i nic więcej. A później razem z synem się wyprowadzili. To najbardziej boli, że syn dalej stoi po jej stronie - opowiada pani Joanna. Akt oskarżenia na ponad 100 zarzutów W 2019 roku do sądu trafił akt oskarżenia obejmujący ponad 100 zarzutów. Kobieta składała fałszywe oświadczenia dotyczące swojej tożsamości, zarobków i zatrudnienia, i na ich podstawie składała wnioski o udzielenie kredytów. Adres, który synowa podawała we wnioskach, to adres jej matki. Dlatego do pani Joanny nigdy nie dotarło żadne pismo o spłacie kredytów. Kobieta ma żal również do instytucji finansowych, które udzielały pożyczek. Nie weryfikowały one prawdziwości danych, a dodatkowo pożyczki były udzielane na bardzo niekorzystnych warunkach. - Niektóre z tych umów były skonstruowane tak, że trzeba było oddać 20 razy tyle, ile się pożyczyło. To oczywiście jest niezgodne z prawem, ale niestety mamy w Polsce takie firmy, które po prostu dają umowy wadliwe prawnie, umowy które są oszustwem. Zysk, zysk, pieniądze, pieniądze i niektórzy nie mają żadnych skrupułów - tłumaczy Marek Zuber, ekonomista. Mąż pani Joanny: Trzy lata i nic, to jakaś kpina Do momentu realizacji programu prokuratura i sąd podtrzymywały, że pani Joanna nie jest bezpośrednio pokrzywdzona i nie nadano jej statusu osoby pokrzywdzonej, mimo że to na jej dane były wyłudzane pożyczki. Kobieta w sprawie była jedynie świadkiem, przez co w sądzie nie mogła uzyskać pełnych informacji na temat toczącej się sprawy. Pokrzywdzone według sądu były wyłącznie firmy, które udzieliły kredytów, mimo że komornik zaczął ściągać od pani Joanny pieniądze z konta na poczet długów. - To jest jakaś kpina. Ta sprawa ciągnie się już od trzech lat, tylko że nic się nie dzieje. Przez te trzy lata odbyła się jedna rozprawa! To co to za instytucja? To jest instytucja, w której się pracuje leżąc do góry brzuchem - mówi Ireneusz, mąż pani Joanny. Termin kolejnej rozprawy został wyznaczony na czerwiec. Pani Joanna ma nadzieję, że sprawa przyśpieszy, ponieważ do momentu wyroku to ona jest uznawana za dłużniczkę. Więcej już o 19:30 w programie "Państwo w Państwie" w Polsacie.